podsumowanie lata


Tegoroczne lato było słodko-gorzkie. W podsumowaniu postaram się skupić na tych dobrych rzeczach, nie mogę jednak zapomnieć tego, że tym razem nie było tylko dobrze. Nie chcę pisać, dlaczego; niech to po prostu będzie w pamięci.

POZA DOMEM

Lipiec miał być miesiącem bezwyjazdowym, miałam regenerować się w domu po trzech latach studiów i wyczerpującym ostatnim miesiącu. Gdy jednak dostałam telefon do M, czy nie chcę jechać z nią i jej narzeczonym do Glinna na kilka dni, nie zastanawiałam się ani minuty. Spakowałam książki, śpiwór i szczoteczkę do zębów i już jechaliśmy na trzy dni leżeć w trawie, zbierać owoce z krzaczków i maksymalnie nic nie robić.

Tego było mi trzeba, dzięki temu poczułam, że wakacje naprawdę istnieją i naprawdę można odpoczywać. Już zapomniałam trochę, jak to się robi. TU jest relacja z całego wyjazdu i trochę zdjęć.





Początek sierpnia oznaczał dwa tygodnie nad morzem. Tak tradycyjnie i rodzinnie. TU opowiedziałam już o całym wyjeździe, a TU jest jeszcze dodatkowa seria nadmorskich zdjęć, żeby w jednym poście nie było za dużo. 

W tym roku wszyscy wróciliśmy jak murzynki, tak nas złapało słońce. Chowaliśmy się przed nim w wodzie, wszyscy bez wyjątku (a jeśli moja mama wchodzi do morza dalej niż do kolan to musi być naprawdę gorąco!). Poza tym dużo graliśmy w karty, grillowaliśmy, pojechaliśmy dwa razy do Łeby... Ot rodzinne wakacje ☺️







Z końcem sierpnia pojechałyśmy z M. w Tatry. Przeszłyśmy Czerwone Wierchy i Halę Gąsienicową, odwiedziłyśmy dwa muzea i zjadłyśmy kilka dobrych obiadów. To był taki dziewczęcy wyjazd, który opisałam TU. Polecam ten post, bo poza zdjęciami i opowieściami, są w nim również mapy szklaków, którymi szłyśmy, może komuś to się przyda.








Wrzesień na razie spędzamy w domu, w planach było kilka jednodniowych wycieczek i sporo do zrobienia, póki jest czas przed rozpoczęciem kolejnego roku studiów. Wszystko, co było do zrobienia przez wakacje przypada na wrzesień ☺️

W zeszłą niedzielę pojechaliśmy na Szrenicę. Dobrze nam znane szlaki tym razem przemierzaliśmy z moimi przyszłymi teściami, bo chcieliśmy im zafundować choć trochę wakacji. Nie obyło się bez przygód przez to, że pociąg nie dojeżdża do samej Szklarskiej Poręby, ale mimo wszystko daliśmy radę i udało nam się zrobić wszystko to, co planowaliśmy. A więc były i widoki na szczycie, i strumyczki, i pizza na koniec wycieczki.









CODZIENNOŚCI

Codzienności były różne, ale te smutne zachowam dla siebie. 

Sezon w teatrze kończyliśmy bajkami. Uwielbiam Naszą Mamę Czarodziejkę, widziałam ją wielokrotnie i za każdym razem bawię się tak samo dobrze. No i gdy ją gramy, nie musimy ubierać się w nasze służbowe mundurki, przychodzimy kolorowi i radośni!



Poza tym czerwiec oznaczał intensywną pracę nad licencjatem i egzaminami. Spędziłam mnóstwo czasu przed laptopem i książkami, zrobiłam sobie w "wolnej" chwili zdjęcia do dyplomu, a pod koniec miesiąca nie wiedziałam, jak się nazywam.




W lipcu zrobiłam słoneczną sesję dla Wiki. Pokazałam ją w całości TU, bo bardzo ją lubię. 




Zanim zapodziałam pilot do aparatu (musi się znaleźć, bo inaczej pożegnam autoportrety) zrobiłam sobie kilka zdjęć, które lubię, i którymi dzieliłam się już na instagramie. 



Dostałam od babci piękne spódnice i materiały na kolejne spódnice. W tych pierwszych chodzę teraz bezustannie, te drugie planuję w najbliższym czasie zanieść do krawcowej, by coś mi z nich wyczarowała. 




zdjęcia z różowymi włosami są TU

 Postanowiłam podciąć włosy. Kusiło mnie obcięcie ich dość drastycznie, bo do ramion, ale ostatecznie stanęło na długość za łopatki. Moje kosmyki przestały być kosmykami do pasa, straciły 17 cm dzięki wprawnej ręce Ł♡. Kiedyś całymi latami właśnie to oznaczało u mnie 'długie włosy', bardzo podoba mi się ta długość. No i dużo łatwiej ją okiełznać, bo włosy do pasa było bardzo ciężko jakkolwiek upiąć.



No i udało mi się złapać zaćmienie księżyca! Jakościowo może i zdjęcie pozostawia trochę do życzenia, mimo ustabilizowania aparatu wyszło poruszone choć nie powinno (ogarniam parametry i technikę robienia zdjęć nocą), to chyba kwestia obiektywu. Żeby złapać księżyc jak najbliżej podpięłam do mojego Nikona nieużywany teleobiektyw, z którym zawsze było coś nie tak. Nieważne. Mam zdjęcie rudego księżyca!




FAJNE RZECZY

Superfajną fajną rzeczą, jaka się u mnie pojawiła jest nowy OBIEKTYW! Dostałam w prezencie obiektyw Altura 8mm/3.0 czyli po prostu fisheye. Efekt rybiego oka niesamowicie mi się podoba, idealnie sprawdza się w panoramach, a na mniejszych przestrzeniach tworzy uroczy efekt. I zupełnie nie przeszkadza mi manualne ustawianie parametrów i ostrości, wszystko działa bez zarzutu i doskonale się sprawdza.

Sam obiektyw jest bardzo solidnie zrobiony (zawsze się tego obawiam, zamawiając coś nieznanego z internetu, na szczęście amerykański amazon nie sprzedaje szajsu), dość ciężki, każdy jego element jest metalowy. Nie ma w nim plastikowych części, no chyba że liczy się osłona przeciwsłoneczna. 



Jeśli chodzi o książki, to wszystkie przeczytane podczas wakacji opisałam TUTAJ, więc nie będę się już powtarzać. Nadrobiłam trochę lekturowych zaległości, spędziłam kilka dni tylko z książką. Wakacje to idealny czas na czytanie tego, na co wcześniej zupełnie nie było czasu. 

Wszystko co czytałam, mogę śmiało polecać. Chyba nie trafiłam ostatnio na nic, czego nie dało się zdzierżyć. Może po prostu nie sięgam po takie książki i takich nie kupuję. Wszystko, co się pojawiło podczas ostatnich miesięcy gorąco polecam - a Bóg w wielkim mieście, Cudowny Chłopak i Harda to już w ogóle lektury obowiązkowe!



Pojawiła się też mała nowość w mojej kosmetyczce. Pół roku temu dorosłam do tego, żeby malować usta i kupiłam sobie piękną matową pomadkę Miss Sporty w odcieniu brudnego różu. Szczerze ją uwielbiam, a że zaraz mi się skończy, planuję lecieć do rossmanna i kupić od razu trzy na zapas. 

Róż jest dosyć bezpiecznym kolorem na ustach, zachciało mi się pójść krok dalej i po nieudanej próbie z ciemnym bordo-różem (nie polecam pomadek Kobo). Dużo dobrego słyszałam o matowych pomadkach od Rimmela, więc postanowiłam sama je sprawdzić. Nie mogłam się zdecydować, jaki odcień wybrać, więc stwierdziłam, że zaszaleję i wzięłam intensywną czerwień. Okazała się strzałem w dziesiątkę!

Podoba mi się taki kolor na mnie, choć wcześniej miałam wrażenie, że czerwienie zupełnie do mnie nie pasują. Może to naprawdę dorosłość? No i faktycznie kolor trzyma się idealnie cały dzień bez odrobiny poprawiania, rozmazywania się i innych przygód. Moja mama poleciała do sklepu dzień po mnie i też sobie taką kupiła ☺️




No i na koniec mogę z dumą powiedzieć, że najfajniejszą fajną rzeczą, jaka się pojawiła jest... moja suknia ślubna! Jej jednak nie pokażę, żeby Ł♡ i wszyscy mieli w lipcu niespodziankę. Widziało ją kilka osób i niech tak zostanie 😃


...



_____



następny post                                                                                                                poprzedni post



Komentarze

Popularne posty