podsumowanie wiosny



Nim się obejrzałam, minęły prawie trzy wiosenne miesiące i weszliśmy w prawie już letni czerwiec. A może już w pełni letni? Słoneczna pogoda nas w tym roku rozpieszcza, więc ostatnie miesiące były pełne ciepła i promienności. Działo i wciąż się dzieje bardzo dużo rzeczy, próbuję złapać w tym wszystkim równowagę, by nie zamęczyć siebie i swojej głowy na amen. 

Tej wiosny były lepsze i gorsze dni, poza słońcem i ciepłem, które zawsze niosą radość, było też dużo smutnych chwil, w których człowiek stawał się zupełnie bezsilny. Część tych smutków wciąż jest i będzie, bo smutek to też część ludzkiego życia, to też uczucie, bez którego nie można sobie wyobrazić świata. Nie będę opowiadać tu dokładnie, o co chodzi, bo nie wszystko musi stać się publiczną wiadomością dla świata - chciałabym jednak powiedzieć, że każdy z nas ma trudności, czuje bezsilność i nie potrafi się uśmiechać bez przerwy. Każdy z nas ma dni, które potrafi spędzić tylko ze swoimi myślami. Każdy z nas ma w sobie wszystkie uczucia świata i nie ma powodu udawać, że jest inaczej. 

POZA DOMEM

Zaraz po napisaniu zimowego podsumowania w marcu wsiedliśmy w pociąg w kierunku Szklarskiej Poręby. Ferii zimowych nie mieliśmy przez sesję, więc bardzo chcieliśmy gdzieś wyjechać. Padło na górskie kierunki, bo tylko tam możemy zachłysnąć się świeżym powietrzem i naładować mentalne akumulatorki. Góry zachwycają mnie za każdym razem i niezależnie od pogody, jaką oferują. 

Tym razem zastało nas słońce i skrzący się śnieg. (Swoją drogą te zdjęcia to wybawienie od dzisiejszych upałów, z przyjemnością je oglądam) Przeszliśmy się już tradycyjnie na Szrenicę, minęliśmy dziesiątki szczęśliwych narciarzy, a dalej skręciliśmy na mroźną pustynię w kierunku schroniska pod Łabskim Szczytem (TUTAJ cały post z wyjazdu). Karkonosze oferują cudne trasy na jednodniowe wyjazdy, dlatego tak często udaje nam się je odwiedzić i zawsze jest cudnie. A latem może uda się wyjechać w nie na dwa dni i przejść je w całości...?






Kwiecień był bezwyjazdowy, za to w maju połowę miesiąca spędziłam poza domem. Najpierw wybraliśmy się we dwoje do Warszawy na weekend majowy. Udało nam się bardzo dużo zwiedzić, a przy tym nie wpaść w trans biegania po mieście w celu odhaczenia jak największej liczby miejsc. Mieliśmy czas na spacer rozgrzanymi ulicami, na lody z karmelową polewą, spotkanie z przyjaciółką i zobaczenie wszystkiego, co chcieliśmy. Z resztą, opowiedziałam o tym TUTAJ.








Ledwo wróciłam z Warszawy, przepakowałam walizkę i poszłam na poranną zbiórkę na objazd. Objazd historyczno-sztuczny mamy na uczelni co roku jako jeden z przedmiotów w planie zajęć. Wszystkie roczniki wyjeżdżają w tym samym czasie gdzieś na tydzień. Na pierwszym roku jeździliśmy po Śląsku, rok temu odwiedziliśmy Podlasie, tym razem padło na Pomorze.

W tym roku nas objazd był trochę nietypowy, bo zwykle chodzi o to, aby odwiedzić jak najwięcej miejscowości, omówić jak najwięcej zabytków i nocować za każdym razem gdzieś indziej. Tym razem pierwszy dzień polegał na dojechaniu do Kruszwicy i omówieniu zabytków napotkanych po drodze, drugi dzień spędziliśmy w Toruniu, a kolejne w Trójmieście. Tam też nocowaliśmy - w jednym miejscu trzy noce to niespotykane! Ale dzięki temu mieliśmy cały dzień na Gdańsk, kolejny na Gdynię i Sopot, a w międzyczasie mogliśmy zrobić sobie wieczornego grupowego grilla (który był cudnym pomysłem, pierwszy i zapewne ostatni raz spotkaliśmy się naprawdę wszyscy poza korytarzem uczelni), bo nie byliśmy wykończeni jeżdżeniem autokarem.

Udało nam się nawet spędzić wieczór na plaży. Po czwartkowym zwiedzaniu nie musiałyśmy się załadować do autokaru żeby dojechać na kolejne noclegowe miejsce, mogłyśmy sobie zrobić długi i powolny spacer brzegiem morza, a do ośrodka wrócić zwykłym tramwajem.









Czerwiec zaczęliśmy na Lednicy. Byliśmy tu po raz siódmy, tylko w zeszłym roku mieliśmy przerwę. Udało nam się pojechać w grupą wrocławskich tancerzy, dzięki czemu byliśmy bardzo blisko bramy - Ryby i mogliśmy z bliska wszystko przeżywać trochę inaczej niż do tej pory. Sami mogliśmy też tańczyć, ale Ł♡ ma złamaną stopę, więc wolałam jej nie nadwyrężać. Siedzieliśmy pod telebimem, a na kolejne punkty i na mszę św. podeszliśmy pod samą scenę, dzięki temu uniknęliśmy setek biegających gimnazjalistów nie wiedzących, co tu się naprawdę dzieje.

Po raz pierwszy przeszliśmy też przez samą Rybę o północy, w końcu zrobiliśmy to, po co się naprawdę przyjeżdża na Lednicę. Od nowa mogliśmy przeżyć wszystko co się tam dzieje i zauważyć to wielkie Boże działanie - tylko tam zawsze jest cudny zachód słońca niezależnie co by się wcześniej działo, tylko tam tyle ludzi jednocześnie tańczy z radości.









CODZIENNOŚCI

Razem z wiosną przyszedł czas wieczornych spacerów. Gdy tylko zrobiło się zielono za oknem wzięłam aparat i Ł♡ na dwór. Kwiecień minął pod hasłem spacerów, w maju jest trudniej, bo wszystkie roślinne pyłki atakują mój nos i niestety nawet mogę oddychać tylko w klimatyzowanych pomieszczeniach.




Poza tym wiosna minęła mi pod hasłem uczelnianym. Coraz bliżej koniec semestru, roku i studiów licencjackich. Pisania i nauki jest sporo, a ja nie należę do osób, które potrafią się zebrać i opanować wszystko w godzinę. Chciałabym i mobilizuję się do tego, ale po prostu to nie jest mój typ uczenia się.



Wiosna oznacza też możliwość obserwowania słońca w pracy i szybkiego wyskoczenia z niej na lody bez konieczności ubierania dziesiątki grubych swetrów i kurtek. Jedne z najlepszych lodów w mieście są nieopodal teatru, więc raz po raz z przyjemnością idziemy po nie dla siebie i nie tylko (zawsze zbieramy grupowe zamówienia o lody na wynos) ☺️




Ł♡ podciął mi i wyrównał końcówki moich długich włosów, nie muszę chodzić do fryzjera 😃 Poza tym wiosna już jest bardzo gorąca, lato też się takie zapowiada, więc i tak wygodniej jest chodzić w spiętych - z tym jednak zawsze mam problem, bo chciałabym sobie zrobić coś bardziej kreatywnego niż kitka lub warkocz, ale moje włosy są za ciężkie na koczki. Kombinuję jakoś z ich zaplataniem, ale na razie marnie mi to wychodzi.




Wraz z początkiem wiosny zrobiłam na facebooku konkurs, w którym do wygrania były trzy sesje zdjęciowe. Do tej pory udało mi się już realizować dwie, a do tego zrobić kilka serii autoportretów wspólnych i moich, z których się bardzo cieszę. Ostatnio rzadko mam okazję realizować się fotograficznie przez nadmiar innych spraw, więc każdy taki moment z aparatem bardzo sobie cenię. Na pewno za chwilę znowu po niego sięgnę olewając jakieś uczelniane sprawy, bo trochę mnie już nosi ☺️



nasze zdjęcia TU

zdjęcia z Marysią są TU

moje urodzinowe zdjęcia TU

zdjęcia z Eweliną i Martą będą TU



FAJNE RZECZY

Na moich półkach pojawiło się kilka nowych książek i kosmetyków, a w wazonie raz po raz gościły świeże kwiaty. O dziwo, nie zrywałam sobie codziennie dużego bukietu bzów, wystarczał mi sam ich zapach spotykany na ulicy na każdym kroku.

Co do książek jest to trochę dłuższa historia. Cały czas staram sobie coś czytać dla przyjemności i oderwania się od nauki, zawsze przed snem sięgam po książkę i uwielbiam sprawiać sobie sprawiać książkowe prezenty. W kwietniu napisałam post zbierający lektury, które trafiły w moje ręce od początku roku (TUTAJ) - myślę, że seria książkowa powstanie, choć nie będzie regularna. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny spis książek, które zapisały się w mojej głowie.

Ci, którzy znają mojego instagrama wiedzą, że pojawiają się na nim od czasu do czasu jakieś książki. Tam chyba najbardziej regularnie opowiadam o tym, co mi gra w duszy i na papierze trzymanym w dłoniach.

Moją ostatnią dobranocką są Opowieści z Narnii, czytam je z ogromnym sentymentem i niemałym wzruszeniem. Ostatni raz miałam je w rękach jakieś dziesięć lat temu, teraz cudownie jest do nich wrócić, schować się w świecie wielkich czarów i Aslana. Powoli przewracam strony kolejnych części Opowieści, cieszę się, że jest ich aż siedem, bo jedna czy dwie to za mało.



Zrobiłam sobie urodzinowy prezent i kupiłam Nieznane Więzi Natury, Duchowe Życie Zwierząt i Przewodnik Wędrowca - ostatnio zaczęłam czytać tą środkową część. Kupiłam też dwa tomy poezji Rupi Kaur, do których raz po raz zaglądam.

Książki to coś, z czego zawsze się ucieszę i wiedzą o tym moje capitolowe ludki. Mamy w pracy kalendarz, na którym wypisaliśmy urodziny wszystkich i każdy z nas dostaje dzięki temu drobny upominek oraz uroczyście wyśpiewane 'sto lat'. Moim prezentem była książka o Inteligencji Kwiatów z cudowną okładką i równie pięknymi ilustracjami. Podczytuję ją między Życiem Zwierząt a Narnią.




Żeby nie było za pięknie, są też oczywiście książki uczelniane. Jestem  w trakcie czytania lektur do egzaminu z malarstwa współczesnego i baroku, a przewodniki po Lwowie stanowią sporą kupkę na biurku - na szczęście praca z nimi i całym licencjatem dobiega już końca.



Poza tym pojawiło się kilka nowych kosmetyków. Nie należę do osób, które się na nich znają i jakoś bardzo tym tematem interesują, więc zawsze kończy się na kupowaniu czegoś sprawdzonego albo zupełnym szukaniu po omacku dobrego produktu. Próbuję się jakoś doedukować w miarę potrzeby i możliwości, ale tematy kosmetyczne to ocean.

Niemniej jednak trafiłam ostatnio na kilka bardzo fajnych rzeczy, więc mogę je tutaj podrzucić, bo je przetestowałam i jestem bardzo zadowolona. Aloes z pierwszego zdjęcia uwielbiam na nogi i ręce, łagodzi i mocno nawilża, a to u mnie najważniejsze, bo zawsze mam przesuszoną skórę. Wiem, że jest bardzo dobry na włosy, więc muszę to sprawdzić - nie wiem tylko czy jako odżywka czy przed myciem go użyć, czy jak...

Co do włosów to kupiłam w Tesco odżywkę. Na tym się kompletnie nie znam, choć bardzo bym chciała, więc ostatecznie kupuję w ciemno. Tu przeczytałam, że ma naturalny skład (znaczy, że pewnie jest dobra) i jest delikatna, a nie potrzebowałam nic super mocnego akurat. Butelka już mi się kończy, a moje włosy są miękkie i bardzo przyjemne w dotyku, więc mogę powiedzieć, że jest bardzo fajna. Muszę się w końcu nauczyć się ogarniać wszelkie sprawy włosowe pielęgnacyjne i będzie idealnie.

Obok odżywki na zdjęciu jest mały oliwkowy krem z Ziaji, który używam do twarzy na noc. Najpierw zawsze myję twarz żelem z liści manuka z Ziaji, który szczerze uwielbiam za to, jak mi oczyszcza i neutralizuje skórę. Z resztą pewnie wiele osób go zna, to jeden z najlepszych ziajowych produktów. Mam cerę raczej normalną, czasem skłania się w stronę suchej, więc po umyciu smaruję ją delikatnie i lekko kremem nawilżającym. Ten oliwkowy kosztuje grosze, jest lekko tłusty, ale nie ciężki i sprawdza się u mnie idealnie.




Przez chwilę myślałam jeszcze o zrobieniu i wrzuceniu tutaj zdjęć moich wiosennych sukienkowych (w większości) outfitów, ale potem zobaczyłam długość postu i stwierdziłam, że odpuszczę. Kusi mnie, żeby zrobić to w osobnym poście, ale to chyba byłaby przesada i nikogo by to nie interesowało ☺️ Zrobię zdjęcia sukienek i spódniczek, ale może tylko dla instagrama i dla sukienkowej grupy facebookowej, zobaczymy. 


...

Gdybym miała powiedzieć jedno zdanie o minionych miesiącach powiedziałabym, że zleciały za szybko. Ostatnio wszystko leci za szybko, nawet Ł♡ nie ogarnia, chyba nie zarejestrował moich kwietniowych urodzin, bo cały czas mówi, że mam 21 lat 😉

Wasza wiosna też tak szybko minęła? 



_____



następny post                                                                                                                   poprzedni post



Komentarze

Popularne posty