z piątku w Karkonoszach



Z górami jest tak, że im częściej je widzisz, tym bardziej chcesz je widzieć jeszcze raz i tym bardziej chcesz znowu je odwiedzić. I jakoś to tak wychodzi, że nie da się wysiedzieć zbyt długo w jednym miejscu, więc jak najczęściej i jak najwięcej trzeba jeździć w góry. Bo przecież znowu "dawno" nas w nich nie było!

Tak było i tym razem. Ostatni raz wyjechaliśmy gdzieś dwa miesiące temu - wtedy padło na Tatry (TU).  Teraz pojechaliśmy bliżej i na jeden dzień. Wsiedliśmy z samego rana w pociąg do Szklarskiej Poręby, aby wejść na Szrenicę i dalej. Byliśmy tu już wiele razy, za każdym razem jest zupełnie inaczej i za każdym razem jest pięknie. W zeszłym roku byliśmy trzy razy, w tym jeszcze ani razu, należało więc to jak najszybciej zmienić. 


Naszą opowieść zacznę od tego, że jadąc pociągiem odkryłam nowe funkcje w messengerze i miałam dzięki temu zabawę na co najmniej pół godziny drogi. Z resztą, podrzucam filmik, żebyście mogli się pośmiać razem ze mną - oglądajcie z dźwiękiem, jest śmieszniej 😃



Dojechaliśmy, weszliśmy do Lidla po świeże pieczywo na drogę (już się nauczyliśmy, że nie ma sensu kupować tego wcześniej i wieźć z domu) i ruszyliśmy w stronę czerwonego szlaku na Kamieńczyk. Najpierw chwilę idzie się chodnikiem wzdłuż drogi by dojść na początek czerwonego szlaku. Tam zaczyna się proste i krótkie podejście pod Kamieńczyk. Tylko ostatnie kilkadziesiąt metrów może być ciut trudniejsze, bo tam zawsze jest ślisko. Nie wiem, dlaczego, ale ile razy bym tam nie szła, zawsze jest z tym problem - to jakieś takie pechowe miejsce po prostu.



te perełki światła są absolutnie zachwycające 💗




Zima od początku szlaku była wyjątkowa, wyjątkowo puszysta i biała. Od razu zalała falą spokoju serce i zaprosiła do siebie w drogę. Szlak pod Halę Szrenicką i dalej, na samą Szrenicę nie jest długi i trudny, idzie się nim łagodnie do góry wśród zaśnieżonych drzew i słonecznych promieni. 







Na Hali Szrenickiej przystanęliśmy na chwilę by rozejrzeć się wokół i poobserwować narciarzy. Akurat w ten piątek mieli świetne warunki do jazdy, a do tego dużo miejsca na stokach, bo to dzień roboczy. Na pewno dzień później stoki były wręcz zatłoczone i nawet mnie to nie dziwi, ciepło, słonecznie i biało to raj dla narciarzy. A na Szrenicy naprawdę jest gdzie jeździć. Aż na chwilę sama zatęskniłam za tym szusowaniem, ostatni raz narty na nogach miałam chyba 5 (albo więcej!) lat temu...







Powyżej Hali krajobraz się nieco zmienia. Niedługie podejście pod samą Szrenicę jest już zupełnie innym szlakiem. Wciąż droga jest szeroka i niezbyt stroma - latem jest wybrukowana, zimą zasypana śniegiem, ale drzewa po obu jej stronach są zupełnie inne. Tu kończy się gęsty iglasty las, świerki są coraz niższe i coraz bardziej rozrzucone. 

Są też coraz bardziej białe, szczelnie zamknięte pod ostrym śniegiem tworzącym z drzew prawdziwe lodowe dzieła sztuki. Każde z nich wiatr wyrzeźbił inaczej, każde z nich jest tajemniczym białym wędrowcem strzegącym szlaku, który stoi nieruchomo i wspiera tych, którzy poruszają się zimowymi górskimi drogami.








Szrenica była najwyższym punktem całej naszej wycieczki. Rozciągają się stąd piękne widoki, mamy tu całą panoramę zachodniej części Karkonoszy, a gdzieś w oddali majaczą Góry Izerskie. Lubię ten szrenicki widok i wyraźną linię drogi, którą przed chwilą tu wchodziłam. Z góry wszystko wygląda zupełnie inaczej, odległości wydają się nie mieć znaczenia, a ciało cieszy się z pokonanej trasy.







Na Szrenicy zrobiliśmy sobie trochę dłuższą przerwę. Weszliśmy do Schroniska na drugie śniadanie i ucieczkę przed silnym wiatrem, który akurat pojawił się na zewnątrz. Zagrzaliśmy się i trochę odpoczęliśmy, by pójść dalej. Czerwonym szlakiem poszliśmy w stronę Łabskiego Szczytu, jednak przed nim skręciliśmy na zielony szlak prowadzący do schroniska 'Pod Łabskim Szczytem'.

I tam była już prawdziwa bajka.






Szlak był gdzieś pod grubą warstwą śniegu, spod którego wystawały tylko górne części świerków. Dzięki wysokim tyczkom szliśmy prawidłowo, nie było mowy o innym wyznaczeniu szlaku.

Wszystko wokół było niesamowitą krainą lodu, wietrzną, jasną i jakby niedostępną. Wszystko wyglądało tak, jakby nie chciało być okryte. Jakby było zupełnie innym światem niż ten na dole, gdzieś u stóp gór. Nic nie wyglądało tu tak, jakby za chwilę miało przerodzić się w wiosnę. Słońce ciepło ogrzewało nasze twarze, wiatr jednak nie przestawał dawać o sobie znać i spychał nasze ciała w raz to w kolejne zaspy.

Raz ścieżka była gładką taflą, z której biały puch był całkowicie zmieciony, trzy kroki dalej wpadaliśmy po kolana w miękkie śnieżne kołdry. Wokół niektórych drzew wiatr stworzył ze śniegu jamy, w których można by było się schować na całą zimę. 







Cała droga trwała jakieś 30 albo 40 minut, jednak zupełnie zgubiłam poczucie czasu. Z jednej strony chciałam stamtąd iść jak najszybciej, chciałam znaleźć się w miejscu, które nie będzie tak zimne i majestatyczne, bo tu czułam się tylko malutkim okruszkiem, który może w każdej chwili zapaść się po czubek głowy w bieli lub ot tak zostać zdmuchniętym. Jednocześnie jednak nie mogłam się oderwać od tego miejsca, chciałam iść nim jak najdłużej i każdym elementem siebie móc go chłonąć, czerpać z niego inspiracje i mieć w sobie ten rodzaj szczęścia, który spotyka człowieka tylko w górach.

Popołudniowe słońce przemykało gdzieś między chmurami tańcząc na białej tafli i rozświetlając kryształki lodu unoszące się z niej niespodziewanie. Cały czas ostrożnie stawialiśmy kroki, ale nie mogliśmy patrzeć jedynie pod nogi, jeśli wokół nas było tak magicznie. Nie mogłam nie zatrzymać tego na fotografiach.






W końcu zobaczyliśmy gdzieś w oddali zielony dach schroniska. Dotarliśmy do niego, na chwilę weszliśmy by uspokoić mięśnie w nogach i zagrzać ręce (moje rękawiczki miały lekko mokre palce i to wystarczyło, by bardzo wyziębić mi dłonie). Dalszy szlak znowu był szeroką drogą między wysokimi zielonymi świerkami lekko przypruszonymi śniegiem. 

Ł♡ wyjął z plecaka jabłuszka - znaczy jedno, bo ja akurat dostałam czkawki, więc moja ochota na zjeżdżanie gdzieś odpłynęła - i stał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ponad połowę drogi na dół przejechał z uśmiechem na ustach i tylko raz po raz mnie wołał gdzieś z daleka, machał mi albo mówił, żebym nagrała mu film, jak zjeżdża. Bo przecież tak mało nieraz jest nam potrzebne, by być szczęśliwym.





Gdy zeszliśmy/zjechaliśmy z gór, do pociągu mieliśmy prawie dwie godziny. Postanowiliśmy więc wejść do niedużej pizzerii. Najedliśmy się, rozprostowaliśmy nogi i chyba nawet się nie zorientowaliśmy, kiedy nam ten dzień minął.

Podeszliśmy na dworzec, gdy nasz pociąg stał już na peronie. Do odjazdu było jeszcze trochę czasu, spokojnie usiedliśmy, mogłam zmienić skarpetki na suche (bo trochę śniegu do butów w czasie drogi wleciało). I gdy pociąg ruszył, mój organizm zorientował się, że to naprawdę koniec wycieczki i może w spokoju poczuć zmęczenie i chcieć się zregenerować podczas snu. W drodze co prawda nie zasnęłam, ale zaraz po powrocie do domu i szybkim prysznicu, wskoczyłam pod kołdrę i zasnęłam. 

Z lekkim uczuciem białego górskiego puchu na rzęsach.

...

Napisałam ten post w przerwie między jednym a drugim zdaniem licencjatu. Mimo wielu codziennych spraw i obowiązków, cieszę się, że jeden dzień mogłam spokojnie poświęcić górom. Mogłam je znów odwiedzić, mogłam dać mojej głowie odpocząć, zachłysnąć się świeżym powietrzem i słońcem odbijającym się od śniegu.

Jeśli ktoś z was nie był w Karkonoszach, zachęcam. To piękne góry dające niesamowite poczucie przestrzeni i piękna natury, a przy tym dość łagodne i spokojne, jeśli chodzi o trudności na szlakach, więc są bardzo dobre dla każdego. Ich tajemnicą na pewno jest wiatr i częste mgły, to jednak dodaje im tylko jeszcze większego majestatu i uroku.



_____



następny post                                                                                                            poprzedni post




Komentarze

  1. Zabrakło dwóch ważnych elementów: ;) 1. Zmęczona byłaś jak wchodziłaś. ;) 2. O moich poszukiwaniach wifi hehe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje poszukiwanie wifi to długa historia, bo długo szukałeś - post byłby przez nią dużo dłuższy i mówiłbyś, że jest go za dużo ;)

      Usuń
  2. Cudnie ♥️ Niesamowicie ! Musimy się tam kiedyś wybrać może będziecie naszymi przewodnikami :D?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnością! Odwiedźcie nas koniecznie by się wspólnie wybrać w góry ❤️

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty