podsumowanie zimy


Mam nadzieję, że długie zimowe dni mamy już za sobą, że razem ze słońcem (choć dzisiaj cały dzień padało) powoli przychodzi do nas wiosna. Początek marca w kalendarzu jest jeszcze zimą, ale za chwilę pora roku się zmieni. To idealne dni na podsumowanie mroźnego, ale jakże bogatego czasu. 

POZA DOMEM

Ostatnie dni roku spędziliśmy na Górze św. Anny. Kiedyś jeździliśmy tu regularnie na zimowe i letnie rekolekcje, więc postanowiliśmy znowu się tutaj wybrać, po raz ostatni spędzić Sylwestra w tym wyjątkowym miejscu. Całą opowieść o tym, jak wyglądają sylwestrowe rekolekcje na Górce znajdziecie w moim poście TUTAJ, więc odsyłam. 



Tuż po powrocie z Sylwestra przepakowaliśmy torby i pojechaliśmy przywitać się z Tatrami w kolejnym roku. Pierwsze dni w miejscach, które tak kochamy, były idealnym rozpoczęciem nowego roku. Pogodę mieliśmy piękną, więc każdy dzień mogliśmy wykorzystać na górskie wycieczki. I choć zimowe trasy są bardziej zachowawcze, bo Tatry zimą się bardzo niebezpieczne, i tak wyciągnęliśmy z nich ile się dało. O naszym wyjeździe też oczywiście opowiedziałam na blogu, także po więcej słów i zdjęć zapraszam TUTAJ.






Dobrze, że wybraliśmy się w Tatry w pierwszych dniach stycznia, bo dobrze założyliśmy, że przez zimową sesję egzaminacyjną nie będziemy mieli zimowych ferii. Tatry były jedynym górskim zimowym wyjazdem (kolejny czeka nas w najbliższy piątek - wybieramy się na jeden dzień, ale to już nie załapie się do tego podsumowania ☺).

Tuż po zakończeniu egzaminów i rozpoczęciu nowego semestru, czyli w ostatnią sobotę lutego udało mi się wybrać do Krakowa razem z przyjaciółkami ze studiów. Pojechałyśmy pod pretekstem wystawy, jednak chodziło przede wszystkim o spędzenie wspólnego czasu bez uczelni w tle. Spacerowałyśmy więc po mroźnym Krakowie, trochę zwiedzałyśmy i po prostu cieszyłyśmy się dniem odpoczynku. Ostatnio napisałam post o całej wycieczce, także po więcej zdjęć i opinie o zabytkach odsyłam TUTAJ.





CODZIENNOŚCI 

Mam dziś wyjątkowy problem z rozdzieleniem 'codzienności' i 'fajnych rzeczy' w podsumowaniu. Spróbuję to zrobić intuicyjnie, czyli jak zawsze przy większości spraw i zacznę od naszej zabawy karnawałowej w pracy. 

Już któryś raz udało nam się zorganizować coś takiego, tym razem pod pretekstem ostatniego weekendu karnawału. Obowiązywały przebrania, uśmiech i coś dobrego do jedzenia. Nikt nie zawiódł, udało nam się wszystko zrobić, udało nam się dużo tańczyć, co było dla nas, dziewcząt bardzo ważne, udało nam się dobrze bawić. 





Dobrze jest mieć w pracy takich ludzi, bez nich nie byłoby to takie dobre, pełne przyjaźni miejsce.



W styczniu codziennością była nauka. Niestety lub stety, styczniowy koniec semestru wpisany jest w życie każdego studenta. Kilka prac do oddania, jakieś kolokwium i trzy egzaminy były moim głównym tematem w głowie przez większość stycznia i połowę lutego. 

Nie mogę też zapominać o swoim licencjacie. O ile pierwszy semestr był rozgrzewką, wybraniem porządnego tematu, zbieraniem materiałów i pisaniem pierwszych drobnych elementów (które pisało się w styczniu, na koniec semestru i zaliczenie), tak teraz już nie ma możliwości zlekceważenia sprawy. I tak, cały czas przeglądam treści lwowskich przewodników i powoli piszę kolejne wersy kolejnych rozdziałów pracy. Trochę w tym błądzę, kluczę i sugeruję się intuicją, czuję się jednak coraz pewniej i mam nadzieję, że z moich zdań powstanie coś sensownego.





FAJNE RZECZY

Jak pewnie zauważyliście, już od jakiegoś czasu na instagramie i dzisiaj w poście pojawiły się moje selfie, a więc coś się zmieniło i zaczęłam robić zdjęcia telefonem. 

Cała historia zaczęła się w grudniu, kiedy to mój dobry stary Sony w obudowie w ptaszki wpadł przypadkiem do służbowej toalety kończąc swój żywot. Próbowałam go ratować, leżał całe tygodnie w misce z ryżem przy kaloryferze, próbowałam różnych sposobów, ale telefon nie zechciał zmartwychwstać. M. na szczęście pożyczyła mi swój stary telefon dopóki sobie czegoś nie znajdę, więc miałam jakiś kontakt ze światem (wciąż mówię wielkie: dziękuję!). 

Po miesiącu wybór padł na Huawei P10 Lite w ślicznym metalicznym odcieniu niebieskiego. Zależało mi na dobrych aparatach, by móc w końcu uznać fotografię mobilną za coś dobrego, szukałam telefonu z manualnymi ustawieniami kamerki i mi się udało. Na razie jestem z tego telefonu bardzo zadowolona, tak na aparaty, jak i na wszystkie techniczne sprawy, nie mam podstaw do narzekania.

Dzięki mojemu niebieskiemu Huaweiowi nie omijają mnie drobnostki codzienności, które spotykam na każdym kroku. Do tego mogę zarzucić instagram ogromem moich selfie, co od czasu do czasu robię 😉




Ostatnio staram się wrócić do regularnego czytania. W moje ręce raz po raz wpadają piękne, wartościowe książki i nie chcę, żeby były tylko ozdobą na półkach. Swoją drogą, na półkach cały czas nie mam miejsca. Kupuję książki na bonito albo w empiku dzięki karcie stałego klienta i staram się je wszystkie po kolei czytać. Nie pochłaniam ich jednym tchem, ale staram się mieć na nie codziennie przynajmniej pół godziny.

Z powrotem polubiłam wieczorne czytanie w łóżku pod kołdrą. Postanowiłam sobie wprowadzić czas offline rano po przebudzeniu i wieczorem przed spaniem, aby wyrwać się chociaż na trochę z wirtualnego świata. Ten wieczorny czas poświęcam właśnie na czytanie. Bardzo lubię już w piżamie i przed samym snem zatopić się chociaż przez chwilę w pełnych dobra felietonach Reginy Brett. 

Podczas długich, nieśpiesznych weekendowych poranków sięgam na zmianę po różne książki, ciesząc się budzącym się dniem. Na początku chciałam opowiedzieć w dzisiejszym poście o wszystkich książkach, których strony ostatnio przesuwają się między moimi palcami. Potem jednak pomyślałam, że należy im się osobny post i może uda mi się coś takiego napisać.





Wraz z początkiem roku moja mama zrobiła mi drobny prezent bez okazji. Dostałam od niej cudny kalendarz od @sercekobiety, który gdzieś mi się wcześniej w internecie przewinął. Nie spodziewałam się jednak, że dosłownie kilka dni później pojawi się w moich dłoniach. To taki śliczny pastelowy kalendarz z wartościowym wnętrzem, w którym próbuję ułożyć swój codzienny chaos. Każde, nawet nieprzyjemne wydarzenie zapisane na tych pięknych kwiecistych stronach wydaje się dobrym.



Kończąc już to podsumowanie wspomnę jeszcze o kosmetykach, które ostatnio się u mnie pojawiły. Jeśli jest tu jakiś mężczyzna, pewnie go ten akapit nie zaciekawi, więc może od razu przeskoczyć do zakończenia ☺

Po pierwsze skończył mi się mój krem BB. Od lat używałam tego z Under20, ale uznałam, że już czas na coś innego. Ten jest dobry dla młodej cery, więc jest nastawiony na maskowanie i niwelowanie wszelkich zmian na skórze. Zaczęłam szukać czegoś łagodnego i lekkiego. Najpierw trafiłam na BB z Ziaji i wszystko byłoby super, gdyby nie to, że ich odcień naturalny jest chyba dla Indian. Koleżanka poleciła mi kilka różnych BB, ostatecznie wzięłam taki z Garniera w wąskiej tubce i jestem z niego bardzo zadowolona. Jest lekki i delikatny, wyrównuje koloryt skóry i sprawia wrażenie satynowego wykończenia. 

Po drugie całe życie używałam do ust pomadki ochronnej, nigdy ich w żaden sposób nie malowałam. Jakoś nie czułam potrzeby i kompletnie nie miałam wyczucia, w jakim odcieniu byłoby mi dobrze. W końcu postanowiłam to zmienić i poszukałam opinii, na jakie pomadki zwrócić uwagę. Chciałam znaleźć dla siebie coś matowego w kolorze brudnego różu albo jasnego bordo (o ile można to tak określić) - chodziło mi o coś niezbyt intensywnego o raczej ciepłym odcieniu. Po krótkiej instagramowej rozmowie wybrałam szminkę w płynie od Miss Sporty i jestem z niej super zadowolona. Kolor jest dokładnie taki, jak chciałam, a do tego utrzymuje się bez problemu cały dzień!


Po trzecie zimą skóra wymaga szczególnej opieki i pielęgnacji. Postanowiłam znaleźć dla niej coś oczyszczającego, odświeżającego i nawilżającego, a przy tym jak najbardziej uniwersalnego na każdą porę dnia i roku. Sięgnęłam po coś dobrze wszystkim znanego czyli po serię z liśćmi manuka od Ziaji: żel i żel z delikatnym peelingiem. Używam tych dwóch rzeczy co wieczór na zmianę i czuję się po nich świetnie. Nie dziwi mnie zupełnie taka popularność tej serii, oczyszcza pory, łagodzi i normalizuje skórę (dziwne słowo, ale faktycznie mi tutaj pasuje), jest delikatna i do tego ładnie pachnie!

...

Kończąc to podsumowanie chciałam was szczególnie zaprosić na mojego skromnego facebooka. Widzę, że administratorzy regularnie obcinają zasięgi postów i widzi je bardzo mało ludzi. A przecież stronę obserwuje całkiem sporo osób.


Zima ma w sobie dużo uroku, ciepłej herbaty i śniegu (gdzieś, nie we Wrocławiu), ale mimo wszystko cieszę się, że powoli ustępuje miejsca wiośnie. Do mojego pokoju zawitały już pierwsze kwiatki - dziękuję Ł♡, a ja już czekam, kiedy będę mogła założyć tenisówki i wiosenną sukienkę.



_____




następny post                                                                                                        poprzedni post



Komentarze

  1. Zdjęcię z wielkimi górami vs małym człowiekiem 💕
    Zazdraszczam tych zimowych wypraw... z drugiej strony, zbyt łatwo marznę bym mogła z takich czerpać przyjemność :,D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też jestem zmarzluch totalny - ale bielizna termiczna to najprostsza z Decathlonu super daje radę w górach, a w mieście pomaga wełna w różnych wariantach i w końcu tej zimy podczas podróży nie marzłam :)

      Usuń
  2. Osobiście też czekam na ciepłe wiosenne dni, w ciągu których słońce będzie nie tylko za chmurami, bo chociaż we Wrocławiu śniegu nie ma to jest na tyle zimno, że na zewnątrz jedynie przemykam z rękoma w kieszeniach z miejsca na miejsce. Ale miejmy nadzieję, że wiosna wjedzie już z buta w nasze życie i będzie ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zeszłym roku na PPA przychodziłam w bluzce z kurtką w ręku, jak będzie teraz? Pogoda ma jeszcze kilka dni na poprawę .

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty