o powrocie na Górę św. Anny


6 lat temu po raz pierwszy byłam na rekolekcjach na Górze Św. Anny. Pojechaliśmy wtedy niedużą grupą na Ewangeliczne Rozliczenie, podsumowujące i kończące kolejny rok. Od tego czasu pojawialiśmy się tam regularnie latem na Święcie Młodzieży i zimą na sylwestrowej ER-ce, czasem w mniejszym, a czasem w bardzo dużym gronie. 

Ten rok również postanowiliśmy zakończyć w tym miejscu. Postanowiliśmy po dłuższej przerwie wrócić na Górkę i ostatni raz spędzić ten wyjątkowy czas dokładnie tu, dokładnie tak, jak kiedyś, choć tym razem w mniejszym gronie.


Pojechaliśmy tylko w trójkę, tak trochę rodzinnie i po staremu, potem dojechała do nas jeszcze D, czyli dziewczyna T, mojego przyszłego szwagra 😉. Po przyjeździe zakwaterowaliśmy się jak należy. Za każdym razem narzeka się na te ośmioosobowe pokoje wzdłuż długiego korytarza, na którym każdy odgłos słychać trzy razy głośniej, a ludzie do siebie krzyczą, więc ciągle jest hałas. Za każdym razem ktoś mówi, że w końcu chciałby dostać normalny pokój na wyższych piętrach i z łazienką gdzieś bliżej - ale z drugiej strony te pokoje to taka charakterystyczna część całego pobytu tutaj, te pokoje to coś, co zawsze już będę kojarzyć i wspominać mówiąc o Górce.


Plan rekolekcji jest wypełniony od rana do wieczora, nie ma za wiele czasu na obijanie się długimi godzinami. Po porannej modlitwie i śniadaniu przychodzi pora konferencji, warsztatów i jeszcze raz konferencji.

Warsztaty są zawsze przeróżne i chodzi o to, by wybrać jeden dla siebie - może to być taniec, język migowy, warsztat modlitwy, fryzury, plecenie różańców (o dziwo, w tym roku tego nie było!), fotograficzny, dyskusyjny, plastyczno-dekoracyjny, teatralny lub grupa integracyjna. Co roku byliśmy na czymś innym, czasem było super, czasami okazywało się, że akurat tu ludzie się nie zgrali i coś nie pasowało - za każdym razem jednak jest to inne doświadczenie, poznanie innych ludzi i robienie czegoś wspólnie.

Tym razem poszliśmy na warsztat o wdzięcznej nazwie 'Bóg w podróży, Bóg w przyrodzie'. Polegało to mniej więcej na tym, że wychodziliśmy na spacery i nieduże wycieczki, nie siedzieliśmy cały czas w sali, jak inne grupy. Chyba w sumie to nas do tego warsztatu przekonało - właśnie te wspólne wyjścia. Nie da się od rana do wieczora przez trzy dni siedzieć w budynku bez wystawienia choćby czubka nosa poza niego. Pewnie gdyby nie warsztaty, całe poobiednie przerwy wykorzystywalibyśmy na spacery po okolicy - z resztą całkiem malowniczej!








Konferencje co roku są podzielone na dwie grupy - młodszą (do mniej więcej 18.) i starszą (czyli 18+). Spokojnie, raczej nie chodzi o zmiany treści konferencji, a jeżeli już, to w minimalnym stopniu, bo przecież konferencjoniści są ci sami w obu grupach. Treści konferencji może nie będę tu dziś przytaczać, bo zostały już skrótowo przedstawione na stronie ER, a całości i tak nie jestem w stanie opowiedzieć, takich rzeczy trzeba po prostu wysłuchać.

Rekolekcje składają się z dnia przyjazdu, trzech pełnych dni (w tym Sylwestra) i dnia, w którym trzeba się tylko spakować, oddać klucz i wyjechać. Całość w tym roku opierała się o tematykę Ducha Świętego, to jego dotyczyły konferencje i kazania podczas Eucharystii, a hasłem przewodnim był 'Pociąg do nieba'. Zgodnie z tymi założeniami pierwszego dnia konferencje opierały się o świadectwa podróżnicze (odsyłam do oficjalnej relacji i wywiadu), drugiego i trzeciego dnia były stricte o Duchu Świętym i jego działaniu (tu znów odnośniki na stronę official - drugi i trzeci).

Dni kończyły się nabożeństwem i 'bajką na dobranoc'. Wcześniej jednak było jeszcze jedno wydarzenie, nazwijmy to, kulturalne. Oglądaliśmy spektakl Teatru A o przypowieściach biblijnych oraz bawiliśmy się na koncercie Undera. No okej, jeśli kogoś nie kręcą rapy (jak na przykład mnie), to nie skakał pod sceną tylko siedział - ale to taki drobniutki szczegół.

- tu mały odnośnik, bo na stronie ER w relacji z sobotniego popołudnia, wszystkie zdjęcia od tego, na którym jesteśmy do końca zdjęć z koncertu są moje ☺






Po posiłkach (skromnych) zawsze było trochę czasu wolnego - no może nie po śniadaniu, ale po obiedzie i kolacji już tak. Każdy ten czas mógł wykorzystać inaczej, jedni szli do KFC, inni mieli próbę warsztatu teatralnego (bo oni zawsze mieli próby), jeszcze inni szli na spacer lub obijali się w pokojach. My zwykle gotowaliśmy wodę, bo nie zapomniałam tym razem zabrać czajnika, i zjadaliśmy zupkę chińską albo ciasteczka.

Przerwa obiadowa kończyła się wraz z dzwonkiem wołającym wszystkich na Eucharystię. Też dość szczególną, choćby ze względu na oprawę muzyczną, pewnie nie każdemu pasującą do Mszy Świętej. Z jednej strony może mnie to trochę drażnić, gdy ludzie przede mną zaczynają tańczyć do kolęd i Panie, zmiłuj się nad nami..., z drugiej strony wiem, że to jest w pewien sposób już przypisane do tego miejsca i jest kolejną charakterystyczną rzeczą tutaj. I myślę, że Mszę Świętą za każdym razem można przeżyć właściwie i nie zwracać uwagi na wszystko, co wokół może rozpraszać jeśli tylko wewnętrznie się skupię na tym, co jest najważniejsze i słucham.






Był to też idealny czas by pójść na chwilę do kaplicy. Dobrze było tam zajść, zaszyć się na chwilę w ciszy zakłócanej tylko przez skrzypiące drewniane ławki. Ta górkowa kaplica to takie wyjątkowe miejsce, dla mnie trochę już sentymentalne. W końcu tyle razy tu przyjeżdżaliśmy i zawsze w końcu prędzej czy później tu zaglądałam przed kolejnym punktem programu albo tuż przed snem.

Dobrze było tutaj zajrzeć, zaszyć się na chwilę i po prostu popatrzeć na Niego. Móc się wyciszyć i przypomnieć sobie, ile dobra spotkało człowieka w tym miejscu, tu na Górce. Móc tu zajść podczas którejś z przerw albo podczas zabawy sylwestrowej, gdy pod nogami słychać rytm imprezy, a tu człowieka otacza tylko cisza i może na chwilę wyciszyć oddech i otulić się miłością.



Sylwestrowe popołudnie zawsze przeznaczone jest na 'Wielką Sylwestrową Galę'. Nie chodzi tu jednak o pokaz imprezowych kreacji i drinki z parasolką (bo cała impreza jest bez alkoholu przecież), a o prezentację wszystkich warsztatów. Przez te kilka dni każdy zespół w czymś się realizował, więc Gala jest czasem, gdzie to wszystko się prezentuje. Warsztaty taneczne tańczą, teatralne robią nieduży, ale zawsze mocny w wyrazie spektakl, grupa integracyjna prezentuje film lub teledysk, który stworzyła itd...





Całość rekolekcji wieńczy zabawa sylwestrowa. Zabawa z jednej strony typowa - z tańcami bez przerwy i tłumem ludzi na parkiecie (przynajmniej w pierwszej części, tej przed północą), z drugiej strony jednak zupełnie wyjątkowa. Po pierwsze po 23:00 jest przerwa, biegniemy ubrać się w ciepłe rzeczy i wszyscy idą do bazyliki św. Anny na uroczystą Eucharystię o północy rozpoczynającą kolejny rok. To jest właściwie kwintesencja całych rekolekcji i ich najważniejszy punkt.

Po drugie, już po powrocie z bazyliki wszyscy spotykają się na noworoczny toast i dalszą część zabawy, która będzie trwała już do rana. Już wcześniej mówiłam, że na ER nie ma grama alkoholu - jak rozwiązać problem toastu? Razem z życzeniami noworocznymi wszyscy wznoszą w górę kubeczki wypełnione (no może nie w całości) mlekiem. Zwykłe mleko zastępuje tu szampan i inne trunki, a brak teoretycznie nieodzownych sylwestrowych napojów jest właściwie niezauważalny. Ten mleczny toast jest tutaj tradycją i między nimi to z niego słynie Górka.



...

Jak było? Dobrze.

Dobrze jest czasem wrócić w miejsca, które odwiedzało się wielokrotnie i z którymi wiąże się tyle wspomnień. Pojechaliśmy tu tym razem specjalnie, sentymentalnie i ostatni raz. To miejsce pełne radości, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie.

Niektórzy przyjeżdżają tu by uklęknąć w tej wyjątkowej kaplicy i prawdziwie duchowo przeżyć te kilka dni. Inni przyjeżdżają tu, by bawić się i spotkać z ludźmi, których widują tylko tutaj. Jeszcze inni nie mieli pomysłu na sylwestra, a usłyszeli o tanim kilkudniowym wyjeździe. Ci wszyscy ludzie mieszają się na kolejnych punktach programu, spotykają się i rozmawiają o wszystkim, doskonale tu widać, kto miał jaki cel przyjazdu tutaj.

My chcieliśmy połączyć te wszystkie cele w jeden i mieć coś od siebie. Po tylu latach nie można nie mieć dobrych skojarzeń z tym miejscem, więc miło jest przyjechać i przypomnieć sobie to wszystko, trochę jeszcze poczuć tą dawną atmosferę. Jednocześnie jednak człowiek się wciąż zmienia, dorasta i kształtuje, a Górka jest dobrym etapem na drodze do dorosłości i tego kształtowania własnej drogi. To drugi powód, dla którego tu przyjechaliśmy - aby w pewnym sensie zamknąć i skończyć ten etap, aby pójść dalej i tymi doświadczeniami, które tutaj zebraliśmy.


Kto jeszcze tutaj nie był lub o tym miejscu nie słyszał, polecam. Szczególnie jeśli jest się młodą osobą, która coś tam ma wspólnego z wiarą, ale bez głębszych przemyśleń. Chyba dobrze jest wtedy znaleźć się w miejscu, gdzie spotyka się ludzi, którzy też coś tam z chrześcijaństwem mają wspólnego. I nawet jeśli spędzi się tych kilka dni bez głębokich egzystencjalnych przemyśleń, które przecież nie są na co dzień konieczne, to jednak naturalnie wejdzie się w środowisko, w którym o Bogu i o wierze mówi się tak samo naturalnie jak o tym, że na obiad była zupa, a za oknem znowu nie ma śniegu.


A jakie były twoje pomysły na koniec roku, gdzie ty go spędziłeś?



_____



następny post                                                                                                              poprzedni post



Komentarze

  1. Niezłe te zdjęcia z koncertu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy tylko przeczytałam ten tekst od razu zapragnęłam tam pojechać :). Pięknie, że jest takie miejsce, które przyciąga ludzi z różnych stron Polski. Bardzo spodobał mi się pomysł warsztatów, ponieważ byłam już na wielu rekolekcjach i tym podobnych wyjazdach, jednak nigdy się z tym nie spotkałam. Zaczęłam nawet myśleć czy uda mi się wcisnąć to w mój grafik wakacyjny, ale wtedy przypomniało mi się, że ja też mam takie swoje miejsce, a jest nim moja wspólnota. Co roku podczas wakacji jedziemy gdzie indziej, ale zawsze wyjazd jest niesamowitym przeżyciem duchowym i byciem ze wspaniałymi ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się we wspólnocie nigdy do końca nie odnalazłam, a tam na Górce czułam się zawsze bardzo dobrze. Każdy chyba na takie swoje drobne miejsca.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty