o naszych pierwszych narzeczeńskich zdjęciach


Zabrałam Ł♡ na spacer. Po raz pierwszy postanowiłam zrobić nam prawdziwe wspólne zdjęcia, takie przed aparatem na statywie, takie zaplanowane i bardziej profesjonalne niż selfie z wycieczki rowerowej. Oczywiście sprawa okazała się nie taką łatwą - autoportrety dwuosobowe są zupełnie inne niż te w pojedynkę. 

Początki były nie najlepsze, po powrocie do domu zastanawiałam się, czy coś nam w ogóle z tego wyszło i miałam masę obaw. Jednak gdy w spokoju zaczęłam oglądać nasze świeże fotografie krok po kroku, coraz bardziej byłam nimi zauroczona. Myślę, że powstała nam całkiem urocza sesja. Taka pierwsza, wyjątkowa.







Nie chcę zdjęć za bardzo zarzucić słowami, nie będę dziś wplatać w nie długich historii, bo dziś to chyba zbędne. Mogłabym opowiadać o technicznym podejściu do zdjęcia, o tym, jak nam się te zdjęcia w ogóle robiło - ale po co.

Zostawiam wam dziś całą naszą serię. Mimo moich fotograficznych pasji i naszego pięcioletniego wspólnego chodzenia za ręce, dopiero teraz mamy coś takiego, dopiero teraz powstała nasza pierwsza prawdziwa zaplanowana sesja (wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego słowa)! 




(to mój ulubiony gif 😉)


Zdjęcia są uśmiechnięte, trochę roześmiane, trochę nieidealne. Ale chyba właśnie takie miały być - uczyliśmy się tego, jak być jednocześnie po dwóch stronach aparatu i wy sami swoimi lajkami w różnych miejscach utwierdziliście mnie w tym, że się udało. Dziękuję!

Szukaliśmy swoich promieni słońca, które powoli kierowało się ku horyzontowi, szukaliśmy dobrych kadrów i polnego tła, które będzie nam pasowało. Efekty właśnie widzicie - zdjęcia wyszły nam bardzo różne. To dobrze, każdy może mieć w tym swoje ulubione ☺️








(ten też ma swoich fanów 😃)


Chyba udało nam się uchwycić to, co najważniejsze przy tego typu fotografii. Im bardziej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że te zdjęcia nie mogły być inne, bo my nie jesteśmy inni. 

Mamy tu i bardzo wesołe ujęcia, i bardziej subtelne czułe kadry, a całość jest skąpana w ostatnich promieniach słońca. To wszystko jest w nas i jest nami, nie udałoby się stworzyć czegoś poważnego albo w stylu hmm... choćby ciężkiej sesji rock'n'rollowców, bo to nie bylibyśmy my. Owszem, można się bawić w stylizowane i pozowane sesje - to cudowna sprawa i może kiedyś będzie mi dane w czymś takim uczestniczyć lub samej zająć się czymś takim.

A w tu chodzi o wyciągnięcie tego, co jest największą naturalną wartością dwojga ludzi stojących przed obiektywem. Mówię to robiąc zdjęcia komuś i nie zmieniam tej reguły samej pojawiając się na zdjęciu.




A na koniec podrzucam kilka zdjęć, które śmiało można nazwać backsagem. Tak dla jeszcze większego uśmiechu przy fotografii i pokazania, że tak naprawdę nikt nie staje przed aparatem i nikt od razu nie ma 100% zdjęć nadających się na pierwszą stronę Vogue'a. 

Każda sesja zdjęciowa to przede wszystkim bardzo miły czas, który poświęca się nie tylko na naciskanie spustu migawki i zmienianie pozycji. To czas rozmów, uśmiechu i oderwania się choć na chwilę od innych zajęć. 






...

Teraz wiem już, że była to nasza pierwsza i na pewno nie ostatnia sesja zdjęciowa. I nie mówię tu tylko o narzeczeńskiej i ślubnej fotografii, która czeka nas w przyszłym roku, ale też o naszych autoportretowych zdjęciach. Ł♡ sam przyznał, że mu się to podoba i musimy robić sobie więcej takich planowanych sesji (no serio, nie lubię tego słowa!), więc tak naprawdę nie pozostaje nam nic, tylko robić kolejne zdjęcia!


Z resztą, nie tylko nam z przyjemnością nacisnę spust migawki - odsyłam do mojej skromnej OFERTY FOTOGRAFICZNEJ ☺️


_____



następny post                                                                                                                poprzedni post



Komentarze

  1. Fajna ta Wasza pierwsza sesja( też nie jestem fanką tego słowa,no ale jak trzeba go użyć to trzeba i nie ma wyjścia) :) Też jestem fanką powyższych gifów,a wampirystyczny wymiata po całości! Aż się uśmiechnęłam do laptopa :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty