o czterech dniach w Warszawie
Nie mogliśmy się zdecydować, gdzie w tym roku pojechać podczas długiego majowego weekendu. Krążyliśmy z palcem po mapie, aż w końcu padło na stolicę - na coś innego niż zwykle, bo przeważnie nasze drogi prowadzą w góry, lasy i morza z dala od cywilizacji. Zrobiliśmy jednak wyjątek i wsiedliśmy w pociąg do Warszawy.
I tak cztery dni spędziliśmy na chodzeniu (i jeżdżeniu autobusami) ulicami Warszawy. Od razu uprzedzam, że post może okazać się chaotyczny, a zdjęcia niedopasowane. Dużo przeszliśmy, przeoglądaliśmy i przezwiedzaliśmy i naprawdę ciężko jest mi stworzyć spójną całość - wyjątkowo ciężko. Mam nadzieję nie zagadać całości, skupić się bardziej na fotograficznej (tej niedopasowanej i nierównej) stronie.
Pierwszy dzień spędziliśmy na długim spacerze ulicami Warszawy. Bilet na komunikację miejską kupiliśmy dopiero popołudniu, więc wszędzie chodziliśmy pieszo, do tego ciągnąc za sobą walizkę (znaczy Ł♡ciągnął). Przyjechaliśmy przed południem i powolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę Krakowskiego Przedmieścia przechodząc przez Ogród Saski. Z niego przeszliśmy na Starówkę i obeszliśmy ją w całości aż pod Rynek Nowego Miasta. Po drodze zaglądaliśmy do kolejnych kościołów i coraz bardziej nagrzewaliśmy się w słońcu, które było coraz mocniejsze. Przeszliśmy Starówkę w każdą możliwą stronę specjalnie klucząc w jej małych uliczkach.
Szukając powoli czegoś na obiad poszliśmy też w drugą stronę Warszawy. Wróciliśmy na Krakowskie Przedmieście (ale wiadomo, że na jedzenie na starówce nas nie stać), żeby przejść z powrotem koło Grobu Nieznanego Żołnierza i na Marszałkowską. Nią szliśmy baardzo długo, bo tego dnia nie chcieliśmy iść do budki z kebabem pod Teatrem Kwadrat (zrobiliśmy to w środę i był to strzał w dziesiątkę, serio!). Miałam pomysł na naleśniki w Manekinie, kolejka jednak nas zniechęciła - nie mieliśmy ochoty czekać godziny na wolne miejsce. Przeszliśmy więc faktycznie właściwie całą długą ulicę, raz po raz skręcając z niej tylko na chwilę na przykład po to, by zobaczyć Halę Koszyki.
Ostatecznie zatrzymaliśmy się w przypadkowo odkrytej urokliwej knajpce Wiesz co zjesz na bardzo dobry obiad. Stamtąd mieliśmy stosunkowo niedaleko do Łazienek, więc przeszliśmy przez Plac Zbawiciela i skręciliśmy prosto do parku. Nasze nogi zrobiły tego dnia sporo kilometrów, więc koniec dnia spędziliśmy między drzewami odpoczywając na ławkach.
Z poniedziałku mamy chyba najwięcej zdjęć, bo po raz pierwszy byliśmy w większości miejsc. Wiele z nich odwiedzaliśmy wielokrotnie podczas wyjazdu, ale po co trzeci raz robić takie samo zdjęcie temu samemu budynkowi. Warunki oświetleniowe i klimatyczne się nie zmieniały - zawsze było ostre słońce i upał.
Wtorek był dla nas dniem parkowym. Poniedziałek zakończyliśmy w Łazienkach i tu rozpoczęliśmy kolejny dzień. Wśród sporego tłumu ludzi spacerowaliśmy alejkami i staliśmy w (naprawdę dużych) kolejkach, żeby wejść do kolejnych budynków. W międzyczasie zjadaliśmy pączki rozdawane przez panie z okazji święta 1 maja i słuchaliśmy jednym uchem dyskusji przeróżnych osób również stojących w tych kolejkach. Dziwne, ale wszystkich dziwił ten tłum ludzi - bo przecież w dzień wolny podczas majówki, w którym wejście do muzeów łazienkowskich jest darmowe, a sam park jest usiany atrakcjami, na pewno nikt by tu nie przyszedł... ☺️
Gdybyśmy uciekli z Łazienek przed tłumem musielibyśmy zmienić cały plan. Zwiedziliśmy Pałac na Wodzie, Oranżerię i Pałacyk Myślewicki po czym wsiedliśmy w autobus do Wilanowa. Tam byliśmy już popołudniu, zatrzymaliśmy się więc na chwilę przy niedużej budce z kebabem (Ł♡) i zapiekankami (ja), żeby zjeść cokolwiek, bo wcześniej nic nam się nie przytrafiło.
W Wilanowie nie weszliśmy do samego pałacu, bo nie chcieliśmy zwiedzać muzealnych ekspozycji w biegu przed ich zamknięciem. Przeszliśmy się za to po ogrodach i posiedzieliśmy nad wodą ukrytą między drzewami. Wracając zaszliśmy jeszcze do muzeum wojskowego, bo jadąc do Wilanowa Ł♡ zauważył stojące czołgi i nie mogliśmy ich ominąć. Dzień zakończyliśmy karmelowym McFlurry, jak w każdy inny dzień pobytu i pojechaliśmy kolejką do mojego wujostwa, gdzie czekał na nas pyszny domowy obiad.
Potem spotkaliśmy się z M. przed Zamkiem Królewskim, po wystaniu się w długiej kolejce weszliśmy do środka. Przeszliśmy całą trasę udostępnioną zwiedzającym, M. znalazła obraz potrzebny jej do swojej pracy licencjackiej, my znaleźliśmy inne dzieła, które znaliśmy już wcześniej z zajęć. Zgodnie stwierdziliśmy, że cały zamek jest bardzo ładnym i wartościowym założeniem, do którego warto się wybrać. Jest dużo przyjemniejszy niż Wawel.
Po wyjściu kierunek padł na coś do jedzenia. Stanęliśmy w jednej z kebabodajni (nie wiem, jak to nazwać) na podobno jeden z najlepszych kebabów w mieście. Faktycznie był bardzo dobry, a jakoś nie przepadam za tą formą jedzenia, więc musiało być w tym trochę racji. Następnego dnia też tu zaglądnęliśmy.
M. pojechała do Wilanowa, a my spędziliśmy resztę dnia w Centrum Nauki Kopernik. Mimo mnóstwa dzieci i rodzin z dziećmi udało nam się obejrzeć właściwie wszystko. Oczywiście centrum jest tak bogato wyposażone, że gdybyśmy chcieli pobawić się każdym urządzeniem, musielibyśmy spędzić tu nie cztery, a osiem godzin. Nie było jednak takiej możliwości, bo po prostu skończył się dzień.
Czwartek był dniem powrotnym. Pociąg mieliśmy jednak dopiero wieczorem, więc czekał nas jeszcze cały dzień w stolicy. Przedpołudnie spędziliśmy z wujostwem i wybraliśmy się z nimi do centrum, żeby razem pójść do kościoła (bo akurat 3 maja to święto). Potem, po pożegnaniach i z walizką, wybraliśmy się do Muzeum Powstania Warszawskiego.
Czekało nas stanie w kolejnej dużej kolejce do wejścia - te kolejki to chyba symbol całego wyjazdu, bo codziennie w jakiejś staliśmy. W środku było bardzo dużo zwiedzających, co jednak nie było jakąś wielką przeszkodą w zwiedzaniu. Oczywiście, ludzie byli wszędzie, ale muzeum ma tak duży zbiór treści i materiałów, że nie wszyscy skupiali się wokół jednego smętnego eksponatu i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Ł♡ był tu po raz pierwszy, ja odwiedziłam to miejsce jakieś dziesięć lat temu, jako dziecko, więc z chęcią przyszłam tu obejrzeć i poczytać to już jako dorosła osoba.
Potem był czas na ostatnie lody, ostatnie ujęcia miasta i ostatnie przejście się jego ulicami. Doszliśmy na dworzec, poczekaliśmy chwilę na nasz pociąg i skończyliśmy naszą warszawską przygodę.
Do domu mieliśmy dojechać w 3,5 godziny, ale ze względu na burze i silne ulewy mieliśmy jakieś 30 minut opóźnienia. Podróż nie była jednak zła, przeczytałam niedużą książkę na uczelnię, a całą drogę w wagonie jechał z nami różowy jednorożec. Tylko Ł♡ trochę narzekał na brak okna.
...
_____
Ależ Ty jesteś śliczną kobietą :) Pamiętam Cię jako małą dziewczynkę bo mieszkałyśmy po sąsiedzku. Dużo szczęścia w życiu osobistym życzę i oczywiście sukcesów w rozwoju Twojej pasji!
OdpowiedzUsuńKimkolwiek jesteś, dziękuję bardzo i życzę Ci jak najlepiej!
UsuńŚliczne zdjęcia! :) Zawsze zachwyca mnie, jak promienie słoneczne potrafią upiększyć otoczenie.
OdpowiedzUsuńmnie też, za każdym razem są cudowne!
Usuń