z ukochanych Tatr - Rusinowa Polana i Staw Smreczyński, czyli szlaki na zimę


Poszukiwania zimy w tym roku zostały zakończone sukcesem. Pogoda może nie była idealna, z resztą jak zwykle gdy jedziemy w góry zimą, ale i tak było pięknie. Mimo chmur z deszczem było trochę lepiej niż rok temu, wtedy nie było widać kompletnie absolutnie NIC (odsyłam do TEGO postu, który to potwierdza - ładną pogodę zimą mieliśmy raz, dwa lata temu czyli TU), w tym roku jednak coś zza chmur się wyłaniało i nie było mlecznej mgły.

Do rzeczy - kontynuujemy zimowe trasy dla amatorów, czyli takie, w które można udać się bez czekana i 12 godzin zapasu. My chodzimy z kijkami i raczkami, robimy trasy kilkugodzinne, żeby nie zrywać się bladym świtem i wracać do miasta jeszcze za jasności. Latem jesteśmy zdecydowanie bardziej aktywni i wtedy mamy plany i chęci na trasy długie, trochę trudniejsze - tu będziemy się rozwijać, te łatwe trasy to tak na rozgrzewkę po przyjeździe. Zimą - absolutnie nie, zimą bezpieczeństwo jest najważniejsze, nie ma co szaleć gdy komunikaty trąbią  o lawinowej 3, nogi się zwyczajnie szybciej męczą niż latem, szybciej robi się ciemno i góry są nieobliczalne.

Niestety lub stety te łatwe zimowe trasy powoli nam się kończą, na przyszły rok zostały może dwie, więc albo rozszerzymy swoje możliwości, albo zaczniemy się powielać. Zobaczymy. Na razie jeszcze mieliśmy gdzie chodzić i mogę o tym napisać, co niniejszym czynię ☺️


RUSINOWA POLANA


Na Polanę można dojść z kilku stron, my startowaliśmy z Wierchu Porońca (mogliśmy też z Zazadni niebieskim szlakiem - wtedy zahaczylibyśmy o słynne Wiktorówki). To najłatwiejsze podejście, prawie cały czas płasko i z całkiem ładnymi widokami. Wybierając szlak nie sugerowałam się poziomem trudności, ale chyba zrobił to za mnie mój wewnętrzny leń ☺️ Dosłownie chwilę zajęło nam dojście na Polanę, droga była szeroka, śnieg dobrze udeptany, nie było oblodzeń. Gdyby ktoś chciał iść na Rusinową z sankami lub z dziecięcym wózkiem, albo nie miał żadnego zimowego sprzętu, to niech idzie właśnie tędy. 






Sama Polana przywitała nas sporą grupą śnieżnych bałwanów, które ulepił ktoś przed naszym przyjściem, oraz ukrytymi w chmurach Wysokimi Tatrami. Nie mieliśmy niestety przed sobą panoramy najokazalszych tatrzańskich szczytów w pełnej krasie, ale i tak nie było źle. Część gór była widoczna, dopiero po chwili "chmurzyste" mleko zalało je w całości.

Jeśli tylko mamy ciepłe nieprzemakalne spodnie i rękawiczki, a w plecakach mieszkają termosy z ciepłą herbatą, można na Rusinowej spędzić całkiem sporo czasu. Można lepić wielkie bałwany do towarzystwa tych, które już tam mieszkają, można przycupnąć na drewnianych ławkach, które (o dziwo!) nie były zasypane albo można jeździć do woli na sankach czy jabłuszkach. Opcji jest bardzo wiele, a Rusinowa Polana wydaje się być idealnym miejscem na zimowy dzień na świeżym powietrzu.

Przy dobrej pogodzie można z niej wybrać się na Gęsią Szyję. Podejście nie należy to trudnych (choć oczywiście nie zapominajmy, że to góry + zima, warto mieć raczki), w ciągu godziny powinniśmy być na szczycie, a tam przywitają nas jeszcze rozleglejsze widoki.






My nie mieliśmy dobrej pogody, więc wycieczka na Gęsią Szyję minęłaby się z celem - tam idzie się wyłącznie dla widoków. Chmury się nie podnosiły, wręcz odwrotnie. Do tego zaczął padać śnieg z deszczem zmieniający się w śnieg, a potem znowu w deszcz, więc zaczęliśmy schodzić w kierunku Palenicy Białczańskiej - czyli na parking do Morskiego Oka, bo po prostu tam najłatwiej o bus w kierunku Zakopanego.

Tu już nie było tak idealnie łagodnie spacerowo, zdarzały się strome wąskie oblodzone fragmenty, do tego akurat przy leśnych skarpach. W raczkach przeszliśmy to bez większego problemu, ale bez nich ryzykowalibyśmy ostry zjazd na pupach z ryzykiem niewyrobienia na zakrętach, a to już byłoby niebezpieczne. Przy braku sprzętu polecam więc wybór innego szlaku, lub wchodzenie tędy - myślę, że ta trasa mogłaby być trochę bezpieczniejsza pod górę.







Zejście do Palenicy nie zajęło nawet godziny, choć oczywiście zejście w dół zawsze jest sprawniejsze niż podejście tym samym szlakiem w przeciwnym kierunku. Przy oznaczeniu szlaku podany czas przejścia z parkingu na Polanę to 70 minut i jest to bardzo prawdopodobne, zaznaczam gdyby ktoś to sobie planował. 

Polana Rusinowa zawsze znajduje się na czele rankingów łatwych szlaków (letnich i zimowych) oraz rankingów z najlepszymi punktami widokowymi na Tatry. To mówi samo za siebie - Rusinowa Polana to po prostu idealne miejsce na początek swojej historii z górami, do tego od razu z panoramą na naprawdę najwyższym poziomie (tak, to stąd widać Gerlach i inne szczyty +2500 m n.p.m). My mocno polecamy, zwłaszcza, że dojścia są krótkie, więc na rozgrzewkę albo dzień wyjazdowy z urlopu jak znalazł. Jeśli ktoś się spręży to i w dwie, no może dwie i pół godzinki (oczywiście lepiej mieć więcej czasu!) obróci w tę i z powrotem, a zdąży zachwycić się górami.


STAW SMRECZYŃSKI I DOLINA KOŚCIELISKA


Od razu przepraszam za brak zdjęć z samej Doliny Kościeliskiej. Mieliśmy w tym roku zawrotne tempo i jak wystartowaliśmy w Kirach na początku to nim się obejrzeliśmy, byliśmy już pod schroniskiem na Hali Ornak. To był jedyny dzień, w którym była szansa na jakąkolwiek przejrzystość (o tym będzie post w przyszłym tygodniu i będzie taki, że woooow!), więc chcieliśmy to wykorzystać maksymalnie i dostaliśmy jakiegoś tajemniczego przyspieszenia.

Generalnie czas przejścia całej doliny to godzina i 40 minut według map i drogowskazów. Nam zajęło to 20 minut mniej - chyba muszę się przyzwyczajać, że na długich płaskich trasach bijemy kolejne rekordy. Ale nie o tym miałam pisać ☺️

Dolina Kościeliska już sama w sobie jest bardzo malownicza i warto przejść się nią na spacer, nawet jeśli nie ma w planach dojścia do końca aż pod schronisko. Nie trzeba się spieszyć (jak my), bo skały po obu stronach doliny oraz szum strumienia są przemiłymi towarzyszami podróży. Można przejść tylko pierwszą część, szeroką i otwartą, można dojść mniej więcej do połowy czyli do Lodowego Źródła, a latem odbić ze szlaku i wejść do Jaskiń. Najsłynniejsza Jaskinia Mroźna jest możliwa do zwiedzania z przewodnikiem, trochę dalej mieści się Jaskinia Mylna, która nie jest tak cywilizowana i można ją przejść samemu (zrobiliśmy to kiedyś latem, a doświadczenia z tego można poczytać w TYM poście).

Można w końcu też dojść do końca i usiąść w schronisku na Hali Ornak. Nie wiem jak latem, ale teraz zimą było bardzo mało ludzi, schronisko sprawiało wrażenie uśpionego. To pocieszająca wiadomość, bo zwykle schroniska są przepełnione i ciężko znaleźć kawałek wolnej ławeczki i stołu, by zjeść drugie śniadanie.

Tuż przed schroniskiem szlak odbija pod górkę do lasu wskazując 'Smreczyński Staw 30 minut'. Nie wiem, czy to zasługa naszych motorków w nogach tego dnia, czy drogowskaz się mylił, ale na pewno przejście nie trwało pół godziny. Kilka zakrętów w lesie, jedno podejście pod górę i byliśmy na miejscu.



Przy dobrej pogodzie nad stawem rozpościera się piękna panorama Tatr Zachodnich z ich najwyższymi szczytami na czele. Przy mniejszej widoczności mamy uroczy przysypany śniegiem staw w otoczeniu lasu i ciszy, bo nie jest to najpopularniejszy cel wycieczek. Jeśli więc szukamy miejsca, które jeszcze nie zostało stłamszone przez tłumy turystów, Smreczyński Staw będzie idealny. Niestety nie da się go obejść dookoła, szlak kończy się drewnianym ogrodzeniem z bali, na którym można przysiąść i rozkoszować się ciszą.

Na samo podejście nie potrzeba zimowego sprzętu, kijki nam się tradycyjnie przydały, bo z nimi jest po prostu wygodniej i lżej dla kolan. W drodze powrotnej nie zakładaliśmy raczków, bo ślizganie na butach przez las sprawiało niezłą frajdę ☺️ Można było założyć raczki dla bezpieczeństwa albo zjechać na jabłuszku, tylko wtedy byłoby się w dwie minuty na dole, a to bez sensu przecież.





A potem już tylko Dolina Kościeliska do przejścia i mamy spędzony cały dzień na świeżym powietrzu. W drodze powrotnej też nie trzeba się spieszyć, w tym kierunku Dolinę przechodzi się mniej więcej w półtorej godziny (lub w godzinę jeśli też macie motorki przyspieszające), dociera się na przystanek i nie pozostaje nic tylko poczekać na busik w stronę Zakopanego.

Na parkingu czeka zwykle kilka busów, które zabierają turystów do miasta. Reguła panuje ta co zwykle, bo nikt nie przejmuje się rozkładami jazdy - gdy bus jest pełny, rusza. My byliśmy kompletnie poza sezonem, więc szybciej nam było złapać rozkładowy bus zatrzymujący się sto metrów dalej na przystanku niż czekać, aż zbierze się dostatecznie duża grupa. Czekaliśmy pół godziny, a i tak ostatecznie było to szybciej niż gdybyśmy wsiadali do tych 'postojowych', żaden nie odjechał. W sezonie jest prawdopodobnie odwrotnie i odjazd jest co chwilę.

...

Zima w górach to zawsze ważny punkt w kalendarzu, rok bez niej jest niepełny. Śniegu mamy coraz mniej, we Wrocławiu w tym roku nie było go ani razu, więc góry powoli stają się miejscem jeszcze bardziej wyjątkowym, bo to w nich można jeszcze spotkać zimę. I jeśli ktoś nie czuje się na siłach lub boi się wychodzić na szlaki, i tak niech jedzie z góry, a potem znajdzie w nich idealne dla siebie miejsce. Sam widok lasu i ośnieżonych szczytów działa kojąco.

Jedźcie w góry, a potem eksplorujcie ich bogactwo. To zdjęcie poniżej, z idealnie osadzonym smogiem w mieście niech będzie dodatkowym zaproszeniem do wyjścia z niego w stronę leśnej natury. Bo spędzenie urlopu w miejskim dymie trochę mija się z celem.


PS. Zachęcam też do śledzenia bloga, bo w najbliższych dniach pojawi się jeszcze jeden zimowo - górski post, jeśli ten dzisiejszy was nie przekonał, ten przyszły zrobi to na pewno!


_____



następny post                                                                                                      poprzedni post



Komentarze

Popularne posty