o studiowaniu z perspektywy IV roku



Pomysł na ten post powstał spontanicznie. Powoli zaczynam zbierać zdjęcia do wywołania, które stworzą mój tegoroczny album. Sporą grupę stanowią obrazki miejsc i konkretnych zabytków, które miałam okazję zobaczyć przy okazji naszego studenckiego objazdu i później, na 'prywatnych' wycieczkach. Tych wszystkich zdjęć tu jeszcze nie było.

Może więc mała odskocznia od krajobrazów i portretów jest dobrym pretekstem do spisania swoich rozważań ogólnie o historii sztuki i studiowaniu...

Idąc trzy (o mamo jak to zleciało!) lata temu na humanistyczne studia chciałam przede wszystkim uciec jak najdalej od wszelkich ścisłych przedmiotów i presji otoczenia, bo po dobrym liceum i klasie mat-fiz naturalnym wyborem wydawałaby się politechnika lub coś do niej zbliżonego. Z resztą, miałam iść na coś innego, na historii sztuki wylądowałam pod wpływem impulsu ☺️




Zaczynając studia, nie miałam pojęcia o tym, co mnie czeka. Nie miałam pojęcia o architekturze, o artystach i o epokach. Miałam wrażenie, że wszyscy wokół wiedzą więcej ode mnie, część zdawała maturę z historii sztuki - co ja po mat-fizie tam robiłam?! 

Pierwszy rok był dobrym wstępem do tego, co czekało mnie na kolejnych latach. Z perspektywy czasu widzę, jak wiele dały mi ćwiczenia z malarstwa i z architektury podczepione pod wykład ze wstępu do historii sztuki (sam wykład nie był czymś rozwijającym niestety). Właśnie na tych ćwiczeniach nauczyłam się wszystkich pojęć i opisów, które teraz stosuję niemal automatycznie, a o których wcześniej nie miałam pojęcia. 

Zauważyłam też, że mój ścisły umysł wcale nie jest przeszkodą. Wielokrotnie było wręcz odwrotnie - sztuka nieraz jest bardzo logiczna, wynika i zależy od siebie. Im więcej jej poznaję, tym łatwiej łączę fakty, odnajduję wzorce i nawiązania, wiele rzeczy określam 'na logikę' i zawsze mi się to sprawdza. Także gdyby ktoś miał dylemat, czy wybierając jedną ścieżkę rozwoju nie zamyka sobie drogi do innych to jestem doskonałym przykładem tego, że nie.



Historia sztuki to dużo wyjazdów. I dużo chodzenia wszędzie gdzie się da. W tym drugim może nie jestem za dobrym studentem, bo wszelkie wernisaże mnie nie pociągają i nie czuję nigdy wewnętrznej potrzeby pojawienia się na wszystkich istniejących w danym momencie wystawach. Nie przeczę, że chodzenie w różne ciekawe miejsca i poznawanie kolejnych dzieł sztuki wszelakiej jest naprawdę super i bardzo lubię trafić na coś takiego od czasu do czasu. Nie chodzę tam jednak za dużo, nie tyle ile mogłabym jako historyk sztuki. Może jeszcze przyjdzie do mnie chęć pojawiania się na większej ilości wystaw, zobaczymy.

Bardzo za to cenię sobie wszystkie nasze uczelniane wyjazdy. W programie licencjatu na każdym roku przewidziany jest tygodniowy wyjazd zabytkoznawczy w pewien region, za każdym razem gdzie indziej. Jeździmy po mniejszych i większych miejscowościach, do wielu miejsc samemu byśmy nie trafili. Gdyby nie jeden z takich objazdów nie poznałabym Podlasia, nie zjechałabym tych wszystkich malutkich wioseczek, nie zobaczyłabym tamtejszych kościołów, drewnianych domków, nie złapałabym białoruskiego zasięgu ☺️

Gdyby nie studia zapewne nie spędziłabym dwóch tygodni w Lublinie z przyjaciółmi. W ogóle nie wiem, czy dotarłabym do Lublina. Po drugim roku w programie studiów mamy dwutygodniowy obóz inwentaryzatorski w jednym z wybranych przez uczelnię miast, u nas padło na Lublin. Trochę nas straszyli tym obozem i ciężką pracą, jaka miała nas tam czekać. Rzeczywistość była jednak całkiem przyjemna, napisałyśmy kilka prac, ale jednocześnie chodziłyśmy na lody i na kawę, oglądałyśmy wieczorami filmy pijąc cydr, włóczyłyśmy się po mieście i śmiałyśmy się godzinami. Z resztą opowieści z Lublina rozpoczęły działalność tego bloga, więc do nich odsyłam TU, TU i TU.

Jeśli tylko ktoś ma odrobinę chęci na pewno w czasie studiów załapie się na co najmniej kilka wyjazdów i mniejszych wycieczek, z których na pewno sporo wyniesie. Co innego jest uczyć się na sucho kolejnych dzieł, a co innego jest je zobaczyć na żywo. Co innego uczyć się setnej fasady kościoła, a co innego jest w nią wejść, dotknąć, zobaczyć z każdej strony. Po tych kilku latach mogę śmiało powiedzieć, że zapamiętałam 95 % tego, co zobaczyłam w realu. Ile wyniosłam z zajęć nieraz lepiej przemilczeć.



Oczywiście studia mają swoje lepsze i gorsze strony, nie ma co patrzeć na nie przez różowe okulary. Trzeba wiele rzeczy wkuć na pamięć, zapamiętać setki zdjęć, przeczytać całkiem sporo (w większości po niemiecku!), wynudzić się na wielu wykładach, a praca po historii sztuki nie przyniesie kokosów (chyba że ktoś wygra w lotto - mnie się na razie nie udało). 

Historia sztuki to kierunek jak każdy inny, mamy wykładowców, których można słuchać całymi dniami, mamy takich, do których lepiej się nie wybierać. Narzekamy na kiepski plan zajęć, na ciasny korytarz i na instytutową bibliotekę, w której każdy chcący wypożyczyć książkę do domu traktowany jest jak jej złodziej. 

Gdyby ktoś kiedyś zapytał, czy polecam mu historię sztuki pewnie powiedziałabym, że tak. Widzę kilka różnic w swoim postrzeganiu rzeczywistości, zaczęłam patrzeć szerzej i bardziej analitycznie. Jeżeli choć choć troszkę lubi się tematy związane z naszym kierunkiem, myślę, że można się na nim dobrze odnaleźć. 

A w szerszej perspektywie na pewno rozwija, na pewno pomaga w dostrzeganiu pewnych zależności, w wyrabianiu sobie teorii, w postrzeganiu estetyki i w jej komentowaniu. Na pewno pozwala poznać wiele nauk okalających samą historię sztuki, pozwala usłyszeć o wielu teoriach, pozwala zwiedzić pół świata i nabrać przy tym ogromnego bagażu doświadczeń. Uczy o bardzo wielu rzeczach i nie mówię tu jedynie o setkach budynków i obrazów oraz o pisaniu długich prac na różne tematy. Zdobywając wiedzę z jednego kierunku, można nauczyć się wiele więcej.

Chyba lubię moje studia.




...

A dzisiejsze zdjęcia są z wrześniowej wizyty w Krzeszowie - bo zawsze miło jest zobaczyć dobrą barokową architekturę. Albo więcej barokowej architektury.



_____



następny post                                                                                                                    poprzedni post



Komentarze

  1. Piękny post :)
    W jakim zawodzie widzisz się w przyszłości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z naszym zawodem to jest trochę tak, że jeśli się tylko odrobinę chce to jest sporo pracy w różnych jednostkach kultury i miejscach z nią związanych. Nie mam jeszcze nic sprecyzowanego w głowie, aczkolwiek zaczynam własnie praktyki w dużym muzeum i nie wykluczam, że tam znajdę coś odpowiedniego dla siebie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty