o domowym lasagne


Już dawno obiecałam sobie kolejny smakowity post na blogu - dziś nareszcie się taki pojawia! Obok domowej pizzy, lasagne / lazania jest drugim dobrym pomysłem na miłe spędzenie dnia. Nie robimy jej bez wcześniejszego zaplanowania, dzięki temu za każdym razem jest "specjalną okazją" na codzienność. 

Przygotowanie lazanii zajmuje odrobinę więcej czasu niż zwyczajny szybki domowy obiad, dzięki temu ten czas można zamienić w coś wyjątkowego. Jeśli już ma być, to często robimy ją wspólnie z Ł♡ i jest to nasze miłe wspólne spędzanie czasu. Wtedy nie tylko jedzenie, ale również cały proces przygotowania jest ważny.  

I muszę przyznać, że lubię takie działanie - gdy wspólnie coś przygotowujemy, chwilę czasu nam to zajmuje, a potem możemy z innymi cieszyć się efektem końcowym. Który, swoją drogą, znika bardzo szybko, bo tak innym smakuje - a to jest najlepsza pochwała i podziękowanie dla gotującego.

Nie robiąc już dłuższego wstępu, przechodzę więc do właściwego przepisu:


- opakowanie makaronu na lazanię (zwykle schodzi ok 2/3)
- 0,5 kg mielonego mięsa, chyba najlepiej wieprzowego
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
    (- opcjonalnie ok 30 dag pieczarek pokrojonych w kostkę i / lub mała czerwona papryka również pokrojona w kostkę)
- średni słoiczek koncentratu pomidorowego (ok 200 g)
- 20 dag żółtego sera
- bazylia, oregano lub mieszanka ziół np. prowansalskich
- sól i pieprz

SOS BESZAMELOWY:
- 8-10 dag masła
     (nigdy tego nie ważę, biorę po prostu niezbyt duży kawałek z całej kostki)
- mleko
- 4 łyżki mąki
- sól i pieprz

Zaczynam od zrobienia właściwego mięsnego farszu. Cebulę kroimy w kostkę i razem z rozgniecionymi ząbkami czosnku wrzucamy na patelnię z odrobiną oleju, żeby cebula zrobiła się szklista. Do niej dodaję pieczarki i paprykę (jeśli je mam, a zwykle mam tylko ich brak albo jedno z tej pary), czekam aż się chwilę podduszą i dodaję mięso. Ono też musi się poddusić i zwykle trwa to jakieś 10 minut - co jakiś czas przewracam je drewnianą łyżką żeby się nie posklejało (mielone mięso lubi zbijać się w większe części).

Gdy mięso w całości się już poddusi i nigdzie nie widać kawałków lekko surowych, dodaję przyprawy. Poza solą i pieprzem dodaję zioła - tymianek, bazylię, oregano, paprykę, lubczyk lub mieszankę np ziół prowansalskich. Osobiście nigdy ich nie oszczędzam, bo lubię ich aromat, ale każdy może przecież wsypać taką ilość, jaką sam uważa za najlepszą. Do tego wszystkiego dodaję koncentrat pomidorowy w całości (przepłukuję zawsze słoiczek wodą i to też wlewam, żeby nic się nie zmarnowało, a farsz nie był za suchy). To wszystko dusi się jeszcze jakąś minutkę i gotowe.

W tym czasie Ł♡ szykuje naczynie żaroodporne i wykłada na jego spód pierwszą warstwę makaronu. Wspólnie układamy całość w kolejności makaron - mięso - żółty ser - makaron - mięso itd. Ważne, żeby ostatnią warstwę tworzył makaron i dopiero na nim ser. Wszystko powinno być w miarę szczelnie ułożone, żeby po brzegach nie zostało zbyt wiele przestrzeni. Jeśli będą, nasze jedzonko nie upiecze się jak należy i powysycha.



Gdy to wszystko już mamy gotowe, zabieram się za zrobienie sosu beszamelowego. Wcześniej go nie robię, bo gdy stoi i czeka na swoją kolej póki nie naszykujemy lazanii, zawsze robi mi się w nim taki glut - może po prostu nie doszłam jeszcze do perfekcji, nie wiem.

W garnuszku na małym gazie roztapiam masło, potem dodaję mąkę i mieszam, żeby nie mieć glutów (a może to ma jakąś swoją lepszą nazwę?). Gdy te dwa składniki się połączą, obficie dolewam mleka (na początku dawałam niecałą szklankę, ale teraz daję spokojnie 1,5 - zaraz wyjaśnię, dlaczego). Przyprawiam lekko solą i pieprzem i cały czas mieszam. Gdy sos zacznie się lekko zagęszczać - przy tak dużej ilości mleka może to chwilę potrwać i być faktycznie tylko lekkim zgęstnieniem - wyłączam gaz, a cały sos wlewam na przygotowaną zapiekankę.

Chodzi o to, by makaron i mięso było zanurzone, bo inaczej wszystko w piekarniku wyschnie. Gdy miałam za mało sosu, dolewałam po prostu mleko prosto z butelki. Teraz nauczona tym, że robiąc sos z przepisu na mniej mleka, zawsze i tak muszę je dolewać, więc po prostu od razu daję dużo. Mamy duże naczynie żaroodporne, więc robię tego sosu odpowiednio sporo - ale gdy ktoś jeszcze nie ma wyczucia, ile czego zrobić, można zawsze na początek dać mniej mleka, a potem dolewać bezpośrednio na zapiekankę - smaku i jakości to nie zmienia.


Teraz wszystko mamy już gotowe, więc przykrywam naszą lazanię folią aluminiową, by nic nam nie wysychało. Wkładam lazanię do zimnego piekarnika, po czym ustawiam go na 200० i 45 minut. Zwykle po 45 minutach wszystko jest już gotowe, ale warto jeszcze sprawdzić widelcem, czy wszystkie warstwy makaronu są miękkie, bo to zależy od wysokości całej zapiekanki i czasem wydłużam czas pieczenia do pełnej godziny. Na ostatnie 5-10 minut można zdjąć z góry folię, wtedy ser się lekko zarumieni. 



GOTOWE! Tu posypałam lazanię posiekaną bazylią dla lepszego efektu wizualnego (który nie wyszedł, bo nie zauważyłam plamy na desce), ale Ł♡ mówi, że to zupełnie niepotrzebne ☺ 

Nasza lazania zawsze jest dobrym obiadem pięcioosobowym, gdzie nie trzeba się martwić o zbyt małe porcje. Czasami nawet udaje mi się mieć jeszcze kawałek na kolację - ale rzadko, bo mój brat zwykle mnie uprzedzi i sam zje wszystko do końca. To chyba świadczy tylko o tym, że faktycznie robimy coś dobrego, więc mogę śmiało nasz przepis i sposób polecić.


Jeżeli ktoś ma ochotę na popołudnie z dobrym jedzeniem naszym lub robionym przez siebie, niech się odezwie - jakoś się umówimy ☺



_____



następny post                                                                                                                    poprzedni post



Komentarze

  1. Brzmi pysznie, a że lasagne jadłem raz w życiu to chętnie spróbuję :D Nawet chyba gdzieś w domu mam makaron odpowiedni, który wciąż czeka na swój moment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już wiesz, co robić. To nie jest trudne, a jakie dobre! Tylko nie zapomnij przykryć jej w piekarniku folią, żeby się nie spaliła 😉

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty