podsumowanie jesieni



Było mi wyjątkowo ciężko zabrać się za pisanie tego postu. Ciągle nie wiedziałam, kiedy będzie na niego odpowiedni moment. Przez chwilę nawet chciałam to zupełnie rzucić, zostawić na jakiś czas wszelkie pisanie. Tą myśl na szczęście szybko odrzuciłam. Przecież lubię to robić, nie powinno się rezygnować z czegoś, co sprawia przyjemność i jest dobre. 

W końcu więc usiadłam przez czystym arkuszem bloggera. Zaparzyłam sobie kolejny kubek zielonej herbaty, zapaliłam końcówkę kolejnej pachnącej świeczki i wzięłam głęboki wdech.

I chyba te zdania wstępu są najlepszym podsumowaniem ostatnich miesięcy.

POZA DOMEM

Właśnie wróciliśmy do domu z Tatr. Pojechaliśmy złapać oddech i zrobić sobie przedświąteczne ferie zimowe. No właśnie. Zimowe. Więc o tym napiszę w podsumowaniu dopiero za trzy miesiące (i zapewne szybciej w osobnym poście).

Jesień nie była szczególnie wyjazdowa. Siadając do tego podsumowania przemknęła mi przez głowę myśl, że chyba wyjątkowo nie mam absolutnie nic do pokazania w tym temacie. Szybko jednak przypomniałam sobie o naszej rodzinnej wycieczce do Krzeszowa pod koniec września. Kilka zdjęć stamtąd pojawiło się już przy okazji mojego felietonu o studiowaniu (TUTAJ).

Krzeszów to barokowa perełka Śląska oraz piękne miejsce na wczesnojesienne spacery po lesie. Odhaczyłam Krzeszów na swojej liście oczywistości zawodowych, których jeszcze nie widziałam, a powinnam, a potem wybiegaliśmy psa w lesie szukając grzybów. Których niestety nie było.





Dwa tygodnie temu przy okazji praktyk zawodowych odwiedziłam Książ. Tu też udało mi się połączyć moją historyczno-sztuczną myśl z miłością do natury i spacerów między drzewami. Najpierw buszowałam po zamku krążąc po kolejnych wystawach kompletnie nie przejmując się kierunkiem zwiedzania, a potem zrobiłam sobie krótką wycieczkę na punkt widokowy. Akurat zachodziło słońce. Pierwszy raz od dawna odetchnęłam świeżym powietrzem i zachłysnęłam się pięknem słonecznych promieni, które tego dnia po raz ostatni osiadały na dachu zamku.







CODZIENNOŚCI

Tu wyjątkowo nie wiem, co mogłabym opowiedzieć. Jesień była wyjątkowo emocjonalna - od radości ze słońca i setek tysięcy kolorów za oknem przez spokój i melancholię aż po ogromny smutek i zagubienie. Może taki jest urok jesieni właśnie? Może to jest jesienna codzienność.

Pozornie jest bardzo prosta, związana z powrotem na uczelnię i do pracy. Wieczory spędzałam przy herbacie i książce lub wśród dobrych ludzi. Odsunęłam trochę na bok social media i moje pojawianie się w sieci, na blogu zawitały chyba tylko trzy posty, na instagramie jakieś jedno zdjęcie na tydzień. Jakoś mimowolnie odłożyłam fotografię na półkę, uciekła mi wena tworzenia i na razie wyglądam jej gdzieś tam na horyzoncie.

Jesienna codzienność jest bardzo zwyczajnie niezwyczajna.

Mój ukochany pamiętnik leży na półce, coraz bardziej zapomniany. Nawet mi trochę przykro, że absolutnie nie czuję chęci sięgnięcia po niego. Może dlatego, że ostatnie słowa napisałam w nim o babci i moja podświadomość nie chce przykryć ich jakimikolwiek innymi literami?

Wróciła mi za to motywacja do pisania listów. Cieszę się tym bardzo choć spowodowane jest to wyjazdem tej, do której teraz te listy wysyłam. I może wysłane dwa w ciągu trzech miesięcy to nie jest zawrotna liczba, ale jest i tak większa niż przez ostatnie lata. Mam nadzieję, że ta przyjaźń, teraz listowna będzie trwać i trwać.



No i czytam książki. Chyba trochę mniej niż podczas wakacji gdy ma się na wszystko czas, ale to nie szkodzi. Obawiałam się, że czytanie przed snem pójdzie w odstawkę, a tak się nie stało. Czasami sięgam po coś na dosłownie kilka minut, innym razem zatapiam się między kolejnymi stronami na długie godziny. I dobrze mi z tym, że zawsze mam gdzie odpłynąć.

Z resztą niedawno pojawił się tu jesienny przegląd lektur, więc jeśli ktoś go jeszcze nie widział to zapraszam, bo jest jak zwykle bardzo ciekawie i bardzo różnorodnie. Post jest o TUTAJ.




FAJNE RZECZY

Kilka całkiem fajnych rzeczy pojawiło się w mojej kosmetyczce i ta część podsumowania będzie dziś w całości kosmetyczna. Już latem polubiłam się z kolorem na ustach, wtedy zawitał brudny róż i wyrazista czerwień. Teraz nabrałam ochoty na coś maksymalnie łagodnego i neutralnego. Trafiłam na matowe pomadki z Wibo i to był strzał w dziesiątkę - tak pojawił się u mnie na ustach kolor beżowy/nude.


Mam już trzy sprawdzone firmy matowych pomadek i bardzo się z tego cieszę, bo do tej pory byłam lekkim ułomem w sprawach kosmetycznych ☺️Nieszczególnie znam się na tych wszystkich markach, składach i odczynnikach.

Postanowiłam się jednak czegokolwiek dowiedzieć, wcześniej w sprawach szamponów i odżywek do włosów (ale mi nie wyszło, bo moim włosom wszystko jedno, czym są myte), teraz  - o kremach do rąk i nawilżaniu. Jesień to idealny okres aby zadbać o skórę. I tak w mojej kosmetyczce zamieszkało kilka fajnych rzeczy.

Jeśli chodzi o kremy do rąk to pojawiły się dwa - YOPE zielona herbata i Ziaja ceramidy i koncentrat lipidowy. Używam ich na zmianę - na noc na dłoniach ląduje dość gruba warstwa naturalnego Yope, a rano przed wyjściem mniejsza ilość Ziaji. Oba kremy szybciutko się wchłaniają i normalizują moją skórę. Są nawilżające i lekko odżywcze czyli dokładnie takie, jakich potrzebowałam.


Do twarzy stale najlepszy jest oliwkowy naturalny krem od Ziaji. Po oczyszczeniu jej serią z liśćmi manuka (też Ziaja) kremuję nim lekko buzię - wiem, powinno się profesjonalnie wklepywać krem w twarz, ale nie przejmuję się takimi rzeczami. Nic innego tak dobrze nie wpływa na moją mieszaną skórę.

Mam w planie znalezienie jeszcze idealnego balsamu do ciała, też odżywczego i nawilżającego. Bo ja chyba wszystko potrzebuję mocno nawilżające i odżywcze. Na oku mam balsamy z Evree oraz balsamy i olejki do ciała z Vianka, pewnie jeszcze w tym tygodniu któryś wybiorę i sprawdzę na sobie, czy są tak dobre jak mi mówiono.


Trochę miłych rzeczy pojawia się u mnie teraz w związku ze Świętami. W pokoju na stałe zagościły małe światełka, przy drzwiach wisi świerkowy wieniec. Zaadoptowałam też całą rodzinę czerwonych krasnalków i ich filcowe serduszka. Wszędzie wrzucam laski cynamonu. Wczuwam się już w bożonarodzeniowy klimat, który jest takim przeskokiem między jesienią i zimą.

Na wszystko patrzę też wyjątkowo, bo to moje ostatnie Święta w tym domu. Za rok będziemy już zupełnie gdzie indziej (choć fizycznie wcale nie tak daleko), będziemy ozdabiać lampkami i krasnalami nasz własny dom. Nasze wspólne cztery ściany. To wszystko, co pojawiło się u mnie w tym roku na pewno zamieszka w kartonie, który stanie się pierwszym kartonem gotowym na przeprowadzkę.


...

Wchodzimy w zimę. Pojawił się już pierwszy śnieg, pierwszy mróz i aromat Bożego Narodzenia. Byliśmy już nawet na zimowych feriach przed sezonem. Mam nadzieję, że to będzie dobra zima, spokojna i pełna ciepła, czuła i delikatna. Zima, w której odnajdzie się każdy najbardziej zagubiony skrzat.


_____



następny post                                                                                                     poprzedni post



Komentarze

Popularne posty