o potrzebach dziecka i planach


Zaczynam tworzyć ten post i jeszcze nie wiem, dokąd on doprowadzi, ani o czym dokładnie będzie. To jeden z tych tekstów, które mają potrzebę powstania, ale nie wiedzą, jaką powinny przybrać formę. 

Poranne słońce niespodziewanie zajrzało do szarej sypialni. Odbiło się od okien bloku obok i wpadło na ścianę, na której nie powinno go być. Nie o tej porze roku. Nie zważając więc na nic chwyciłam za aparat, by je zatrzymać. Co z tego, że cienie pod oczami wciąż głośno dawały o sobie znać. Co z tego, że jeszcze nie znalazłam swetra, a za chwilę trzeba było wyjść. Sweter w tej chwili mógł poczekać, a światło nie.

Za dwie minuty już go nie było. Była za to cicha myśl o portretach. 



Czasami w głowie pojawiają się takie ciche myśli. Czasami pozwalamy im przemknąć niezauważenie, prawie bezszelestnie. A potem odkrywamy niedosyt. Jakiś taki niezidentyfikowany, nie wiadomo skąd. Denerwujący, wwiercający się wgłąb ciała. Niedosyt, który powstał, bo nie dopuściliśmy do głosu tych cichych myśli, które niosą ze sobą skryte potrzeby. 

Potrzeby mogą okazać się niebezpieczne, dlatego nie pozwalamy im się wynurzyć. Nie mamy na nie czasu, dorosłość jest zbyt pochłaniająca. A te potrzeby to nieraz nasze wewnętrzne dziecko, które nie chce zniknąć, nie chce zapaść w nieskończony sen zimowy. Potrzeby płyną z serca, są tym, co uszczęśliwia i przynosi poczucie spełnienia. 

Serce dziecka jest niezmienne, szczere i ufne. Potrzebuje czułości i bezpieczeństwa. Gdy dopuścimy je do głosu i zrealizujemy jego potrzeby, odwdzięcza się. Dziękuje przynosząc wewnętrzny uśmiech. Wlewa w człowieka falę łagodności i zadowolenia z tego, co ma wokół siebie. 

Dlaczego czasami tak jest, że im się jest starszym tym bardziej zaniedbuje się potrzeby swojego wewnętrznego dziecka? One wcale nie są takie niebezpieczne, nie ma się czego bać. Nie wywrócą nagle życia do góry nogami, raczej je zweryfikują i wniosą do niego dużo radości.





Postanowienia i plany na ten rok?

- pielęgnować potrzeby swojego wewnętrznego dziecka.

- mniej się martwić. Zmartwienia niosą ze sobą dużo stresu, który bardzo oddziałują organizm i mentalność. Mózg i ciało byłyby bardzo wdzięczne, gdybym przestała je obciążać. Myślę, że nie jestem jedyną kobietą, która się z tym boryka. Martwienie się jest stałą kobiecą czynnością, jest wpisane w nas i nie umiemy go wyważyć, przysłania nam wdzięczność za proste codzienne rzeczy. Ciągle szukamy nowych powodów to zmartwień zamiast uczyć się pokory i przyzwalać na nieidealność, bo może wcale nie jest tak źle jak nam się wydaje.

- policzyć, ile książek przeczytam w tym roku. Posty, które tu tworzę nie zawierają wszystkich lektur, pomijam tu np. te związane z uczelnią i te, które zdarza mi się pożyczać od kogoś i którym zapominam zrobić "blogowe" zdjęcia. W tym roku się z tym poprawię. Nie stawiam sobie poprzeczki w stylu 52 książki na 52 tygodnie, choć liczę że będzie ich nie mniej niż 30. 

- co najmniej dwa razy odwiedzić Tatry. O tym, że zwykle jedziemy w Tatry latem i zimą, wszyscy raczej wiedzą. Mimo to chcę to sobie tutaj wpisać, aby nie znaleźć przypadkiem przeszkód, które by nam nasze wyjazdy uniemożliwiły - w zeszłym roku kalendarzowym tak naprawdę byliśmy w Tatrach tylko raz.






- ograniczyć cukier i słodycze. Mówię o tym raz po raz, ale zwykle wszystkie ambitne plany niejedzenia słodyczy kończą się po tygodniu lub dwóch. Nie mam w planach robić wielkich rewolucji w kuchni, niech nie brzmi to jak górnolotne postanowienia, jednak nawet te małe zmiany nie zawsze są łatwe do wprowadzenia. Nie wyrzucę z domu całego cukru, ale jeśli mam go używać to do domowych wypieków, które zastąpią te kupowane w sklepie przegryzaki. Jeśli pójdę do sklepu po "coś do podjadania przy nauce", to niech to będą owoce. Wydaje mi się, że nie jemy niezdrowo, lubimy spędzać czas w kuchni i razem gotować, więc może to jest ten moment, w którym watro zwrócić na to większą uwagę. Po prostu.

- napisać i obronić pracę magisterską. 

- odwiedzić góry inne niż Karkonosze od strony Szklarskiej Poręby. To znaczy, że jeśli mamy na cel obrać Karkonosze, to niech to będzie całe pasmo przemaszerowane z plecakiem, bo zabieramy się za to od dwóch lat i ciągle coś nie tak - a to terminu brakuje, a to pogody. A jeśli nie mają to być Karkonosze, to niech to będą inne góry, w których nas jeszcze nie było lub byliśmy bardzo dawno i tylko na chwilę. Jest przecież mnóstwo opcji na jedno- i kilkudniowe wypady, nie tylko Szklarska Poręba, bo tam mamy bezpośredni dojazd pociągiem.

Poza tym rozszerzenie horyzontów górskich może przyczyni się do trochę poważniejszego zainteresowania się tematem Korony Gór Polskich? Jakieś tam szczyty mamy już zrobione, ale czy możemy je uznać czy może lepiej zacząć je zbierać od zera. Nie wiem, ale może najwyższa pora zwrócić na to uwagę. To będzie świetna przygoda i argument to odwiedzenia bardzo wielu nowych miejsc.

- nauczyć się lepiej zarządzać czasem. Zauważam spory postęp i mniej godzin się 'marnuje', co być może jest skutkiem tego, że więcej jest do zrobienia - uroki dorosłości. Wciąż jednak zauważam dni, w których całe fale minut przepływają przez palce i można to jeszcze trochę poprawić.



...

Może te portrety były zawołaniem małego dziecka we mnie? Może miały przypomnieć o spojrzeniu na siebie z czułością i wyrozumiałością, o docenieniu swojego wewnętrznego i zewnętrznego ja. Może miały być spojrzeniem na historię, którą wypisuję na twarzy każdego dnia.

Ten post jest przez to wyjątkowo prywatny, wiem. Zastanawiałam się cały dzień, czy powinnam go udostępniać. W końcu jednak klikam 'opublikuj' i wysyłam w świat. Nie po to, by ktoś się zachwycał zdjęciami - nie o to w nich chodzi, mogą się nie podobać. Wysyłam go dla siebie i dla kogoś po drugiej stronie, byśmy razem nie zapominali o wewnętrznym głosie, który ciągle domaga się uwagi, a ciągle jest zbywany i niedoceniany.

To dobry głos, nie bójmy się go.


_____



następny post                                                                                                          poprzedni post



Komentarze

Popularne posty