o początkach mojej fotograficznej historii

sierpień 2014


Przeglądałam ostatnio archiwum mojego fotobloga i kolejny raz zdałam sobie sprawę, jaka to jest niesamowita kopalnia wspomnień i historii. Zainspirowało mnie to do przejrzenia starych folderów i spróbowania stworzenia swojej pierwszej skromnej historii fotograficznej, którą mogłabym tu przedstawić. 

Nim się obejrzałam, minęły cztery lata z lustrzanką i dużo więcej z innymi aparatami. Przeglądając wszystkie zdjęcia na przestrzeni lat widzę, jak bardzo one się zmieniają, jak ewoluują i jak się rozwijają. Mogę obserwować moje pierwsze zabawy z obróbką, zmianę stylu fotografii i coraz większą świadomość przy naciskaniu spustu migawki. 

Postarałam się zebrać i opowiedzieć zdjęciami tą moją kilkuletnią przygodę z aparatem. Pomyślałam, że to przyjemny temat na wakacyjny post. Po przejrzeniu tych wszystkich lat przekonałam się, że sprawa nie będzie taka prosta, bo działo się podczas niej bardzo dużo i nie sposób zawrzeć tego w jednym wpisie - dziś więc opowiem o pierwszych pięciu latach, a za tydzień będą kolejne. 


lipiec 2015


Fotograficzne początki leżą gdzieś głęboko w 2010 roku. Wtedy na wakacjach zrobiłam zdjęcie świerszcza siedzącego na masce naszego samochodu. Auto było niebieskie, a chmury odbijające się w nim sprawiały wrażenie, jakby świerszcz siedział na niebie. Wszyscy się zachwycali ujęciem, które dziś gdzieś przepadło. Pamiętam jaka byłam zła, gdy rodzice dali to zdjęcie mojemu bratu na szkolny konkurs - a przecież było moje!

Mam wrażenie, że mój pociąg do aparatu zaczął się mniej więcej w czasach gimnazjalnych (więc zdjęcie świerszcza zrobione po 1 klasie idealnie by się wpasowało). Bardzo dużo spotykaliśmy się wtedy ze znajomymi, a ja byłam często osobą, która nosiła na te spotkania starą cyfrówkę i gdzieś tam robiła zdjęcia. Stopniowo coraz bardziej chciałam móc zrobić też na rodzinnych wyjazdach zdjęcie lustrzanką taty, lecz była to rzecz wyjątkowo cenna i nie można było jej ruszać. 

Stopniowo coraz bardziej naturalnym był fakt, że jestem osobą robiącą zdjęcia na wyjazdach. Trochę jeździliśmy z grupą z kościoła, gdzie ksiądz automatycznie dawał mi swojego canona w ręce, trochę sama brałam wciąż tą samą cyfrówkę z domu. Gdzieś w 2012 roku zaczęłam śmiało eksperymentować z prostymi programami do obróbki - wtedy moje przerobione zdjęcia szalenie mi się podobały ☺️


kwiecień 2012 - tu bawiłam się robiąc zdjęcia przez okulary




Kolejny rok był chyba fotograficznie taki sam, bawiłam się przerabianiem zdjęć w picassie, z każdego wyjazdu tworzyłam kolaże i praktycznie wszędzie zabierałam cyfrówkę. Coraz bardziej czułam, że odkrywam swoją pasję i zaczęłam marzyć o lustrzance. Musiałam jednak jeszcze trochę na nią poczekać...



czerwiec 2013 - byliśmy szalonymi kolorowymi dziećmi 😊


luty 2014 - chyba odkryłam, że w fotografii chodzi o światło i wyłapałam jego popołudniowe promienie wpadające do pokoju...


Zbliżała się moja osiemnastka, więc postanowiłam poprosić o wymarzoną lustrzankę. Nie obchodził mnie żaden inny aparat, odrzuciłabym najlepszy cyfrowy model na rzecz najbardziej podstawowego lustra. W końcu się doczekałam, w moich dłoniach zamieszkał Nikon - i mieszka w nich do dzisiaj. 2014 rok był początkiem prawdziwej przygody z fotografią, pierwszych spacerów z aparatem i pierwszych wspólnych wakacji.

Teraz pamiętam, jak "badałam grunt", jak bardzo nie chciałam robić zdjęć na trybie automatycznym, więc przełączałam na ten bez błysku lampy. Nie widziałam jeszcze różnicy między poszczególnymi trybami, manualne funkcje wydawały mi się czymś odległym, przeznaczonym tylko dla profesjonalistów. Początki miłości do tego aparatu były zwyczajne - chyba każdy posiadacz lustrzanki robił (i wciąż robi) takie zdjęcia, jakie powstawały wtedy w moich rękach.


kwiecień 2014 - pierwsze zdjęcie zrobione lustrzanką



Tak, jak wcześniej wszędzie zabierałam mała cyfrówkę, tak teraz nie rozstawałam się z Nikonem. Chciałam bardzo o niego dbać i zapisywać nim wszystkie spotkania ze znajomymi, wspólne wyjścia i każdy drobny wyjazd. Zaczęłam też działać w czymś, co dziś można nazwać fotografią codzienności - te kilka lat temu taki styl dopiero raczkował, tak samo jak ja.






Wieczorami nad morzem mój tata chodził na spacer do lasku. Zawsze brał ze sobą aparat, czasami szła też z nim moja mama i pies. Ja poszłam z nim raz, po raz pierwszy w życiu poszłam gdzieś z tatą (co było dość ważne, ale to nie ma nic wspólnego z tematem tego postu) po to, by pokazał mi, jak zrobić dobre zdjęcia. Doszliśmy nad stawy ukryte między drzewami, a słońce właśnie wchodziło w tzw. złotą godzinę tuż przed zachodem. Pamiętam, jak tata powiedział mi, że dobre zdjęcie pod słońce to takie, w którym nie ma samego słońca, tylko jego promienie. 




wrzesień 2014 + moje krótkie włosy



2015 i 2016 to lata, w których chyba najbardziej rozwinęłam się fotograficznie. To z nich mam najwięcej zdjęć, w których widzę cały proces moich zmian i kadrowaniu, postrzeganiu przestrzeni i w obróbce. Wtedy zrobiłam też fizycznie najwięcej zdjęć - a nie oszukujmy się, nauka to przede wszystkim ciągłe ćwiczenie. 

Mniej więcej na początku 2015 roku stwierdziłam, że obróbka w picassie jest beznadziejna, a ja potrzebuję czegoś więcej. Ściągnęłam photoscape'a, z którego z resztą z przyjemnością do dziś korzystam. Od razu zauważyłam dużo swoich wcześniejszych błędów, powoli zaczęłam kształtować swój własny klimat zdjęć...




Poczułam się tak pewnie, że zaczęłam nawet dodawać podpis do zdjęć! Dobrze, że dość szybko odkryłam, jakie to tandetne... 

Czytałam fotograficzne porady i polubiłam blog Natalii z JestRudo. Zaczęły się pojawiać pierwsze portrety, które potem często pojawiały się jako zdjęcia profilowe, pierwszy raz poprosiłam Ł♡ o zdjęcia nie 'przy okazji', ale takie, które zaplanowałam (to te ujęcia w trawie, na których mam koczki - czesałam się chyba 6 razy). Jeszcze nie pojawiły się autoportrety, ale już jest do nich coraz bliżej.




maj 2015 - do dziś bardzo się cieszę z tego zdjęcia




W lipcu wymieniłam telefon i założyłam instagrama. Wciąż jest na nim pierwsze zdjęcie, które tam wtedy dodałam (o TUTAJ). Kupiłam też na olxie jakiś stary manualny teleobiektyw, którym bardzo chciałam robić zdjęcia, bo podstawowy kitowy obiektyw bardzo słabo rozmywa tło. A rozmyte tło kojarzyło mi się z profesjonalizmem.

Na wakacjach nad morzem zrobiłam chyba półtora tysiąca zdjęć. Nie odchodziłam od aparatu nawet na minutę i to chyba były jedne z ważniejszych dwóch tygodni w moim fotograficznym rozwoju. Dodatkowo wzięłam nad morze analogowy aparat mojego dziadka, więc tym bardziej zaczęłam skupiać się na wybieraniu kadrów i planowaniu ujęć. Wciąż raz po raz wracam do niektórych zdjęć z tego wyjazdu i odtwarzam obróbkę, nad którą siedziałam po powrocie. 


sierpień 2015 - analogowy brat

sierpień 2015 - analogowy port w Gdyni








sierpień 2015 - analogowy Tomi i jego minionek

sierpień 2015 - wciąż jego z moich najbardziej ulubionych zdjęć

Jesienią 2015 założyłam na facebooku fanpage. Dziś myślę, że zrobiłam to trochę za wcześnie, choć wtedy myślałam, że to już dobry moment. Być może to dobrze, bo to oznacza, że byłam już świadoma tego, że naprawdę mogę się fotograficznie rozwinąć i coś dobrego stworzyć. Dziś nie ma na nich wszystkich zdjęć, jakie na niego dodałam, bo sporo się w nich zmieniało, a ja raz po raz robiłam w nich porządek chcąc zachować spójność strony.






październik 2015 - te widoki ze Szczelińca są kolejnymi ujęciami, z których do dziś się cieszę



Ogólnie nie uznawałam zdjęć robionych telefonem za prawdziwą fotografię - wciąż niezbyt to uznaję, jednak nie powstrzymywało mnie to przed regularnym robieniem zdjęć codzienności moim smartfonem. To też był pewien sposób rozwoju, tworzyłam kadr tak samo jak przy zdjęciach lustrzanką, z tym, że tu chodziło bardziej o codzienność i pokazanie jej w tym konkretnym momencie. Oczywiście + selfie 😃




Pod koniec roku powstała pierwsza autoportetowa sesja w moim własnym pokojowym studiu fotograficznym. Chwilę wcześniej zrobiłam remont i przemalowałam wszystkie ściany z chłodnej morskiej zieleni na blady porcelanowy róż, aby wpuścić do pokoju więcej światła i móc zrobić w nim przyzwoite zdjęcia. Nie wiem, czy akurat ta październikowa sesja się do takich zalicza, na pewno jest jednak jakimś kolejnym dużym krokiem na fotograficznej ścieżce.






Potem 2015 przeszedł płynnie w 2016 rok, który był jakby kontynuacją fotograficznej świadomości. Szlifowałam i poprawiałam to, czego nauczyłam się do tej pory. Właściwie wciąż to robię, bo staram się nieustannie rozwijać - choć mój faktyczny styl chyba naprawdę wyrobiłam sobie wtedy w 2016 roku. O nim opowiem w następnym poście, bo ten jest i tak już bardzo długi ☺️



_____




następny post                                                                                                                poprzedni post



Komentarze

  1. Gratuluję wytrwałości, pięknych zdjęć i talentu. Moje początki z fotografią też trochę były podobne. Pamiętam, że też często robiłam zdjęcia codzienności, tylko że rzadziej niż Ty robiłam fotografie dla ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja fotografie dla ludzi robiłam bardzo bardzo rzadko, wciąż z resztą zdecydowana większość zdjęć to codzienności, nie zleceniowe portrety ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty