z miłością do nieba i zachodów słońca


Niebo i zachody słońca na nim to jedna z tych wielu drobnych miłości, bez których nie mogłabym być w pełni sobą. To jedna z tych drobnostek, niby niepozornych, ale wypełniających człowieka, kształtujących go w pewien sposób. Każdy ma w sobie takie drobnostki - marzenia, myśli, miejsca, ludzi i czynności, które go kształtują i wypełniają. Teoretycznie to tylko malutkie, niepozorne rzeczy, ale gdy ich zabraknie człowiek nie może być sobą w pełni, bo ubyła jakaś jego część.


Lubię spoglądać w niebo. Lubię być przez nie zaskakiwana, o każdej porze dnia na niebie może powstać coś niezwykłego. Rano niebo potrafi być krystalicznie czyste i świeże, w dzień otulone białymi poduszeczkami, a wieczorem mienić się prawie wszystkimi kolorami tęczy. 

Potrafi być też ciężkie i niedostępne, ukryte pod grubym kocem deszczowych chmur i mgły - jakby chciało się na chwilę odciąć od tego, co tu na ziemi. Potem nagle niespodziewanie wygląda znowu, jasne i czyste - jakby wybudzone z drzemki. 





Są miejsca, w których niebo jest szczególne. W których zachody słońca zawsze są pełne magii i dobra, są wyjątkowe. I zawsze są, co roku. Co roku sprawiają, że czas jakby się zatrzymuje, zastyga, a wszyscy będący akurat w tym miejscu stają się jakby jednością. Zaczyna ich łączyć jeszcze więcej niż do tej pory.

Lednica 2013

Lednica 2015

Lednica 2016

Tak samo magiczne zachody pojawiają się nad morzem. Co roku i codziennie zupełnie inne, za każdym razem obserwowane z innej perspektywy. Będąc tam lubię wyłapywać promienie słońca skrywające się już za horyzontem, przebłyskujące jeszcze gdzieniegdzie przez gałęzie, jeszcze migające gdzieś nad dachami. 

Jestem niesamowicie wdzięczna, gdy uda nam się zobaczyć zachód nad samym morzem, gdy uda nam się wybrać na plażę. Nie zawsze jest to możliwe, a nawet jeśli to nie zawsze słońce nas chce odwiedzić. Potrafi się jednak odwdzięczyć i gdy już tracimy na nie nadzieję, ono wychyla się zza szarej zasłony chmur i macha na pożegnanie kolejnego mijającego już dnia.












Za każdym razem inne, a jednak to samo niebo tworzy kolorowy spektakl, którego jeśli nie zobaczę teraz, nie zobaczę już nigdy. Mogę się dla niego na chwilę zastygnąć, zamknąć w czasie by tylko patrzeć. By cieszyć się pięknem, które jest dla każdego na wyciągnięcie ręki - wystarczy je tylko zauważyć w ciągłym codziennym biegu. 

Cieszę się, że ktoś kiedyś wynalazł fotografię - dzięki niej wszystkie magiczne chwile zapisuję nie tylko w pamięci, mogę je mieć fizycznie, mogę je utrwalić na zawsze. Wciąż dziękuję za będący osiemnastkowym prezentem aparat, najchętniej bym się z nim nie rozstawała, bo nigdy nie wiem, kiedy spotkam idealną inspirację, idealne miejsce i idealny, niepowtarzalny widok.

Tatry 2016


Italia 2016

Italia 2016

Italia 2016



widok z domowego okna





Drohiczyn 2017


_____



następny post                                                                                                                   poprzedni post



Komentarze

  1. Mi jest zawsze przykro gdy widzę ładny zachód słońca (wschodów raczej nie oglądam, bo śpię :P), fotografuje go i na zdjęciu już nie wygląda tak majestatycznie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból doskonale, jeśli robię zdjęcie aparatem czasami przydaje się lekka obróbka. Wbrew pozorom nie jest czymś złym i zakazanym, bo nie polega ona na zmienianiu zdjęcia, ale na maksymalnym zbliżeniu go do rzeczywistości, którą przedstawia i którą zapamiętałam.

      Usuń
  2. Też mam doła na zachodzie, tak jak by się życie kończyło...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty